Ulica Zabraniecka na Targówku. Łączy Targówek z Rembertowem. Jeżdżą tędy tysiące samochodów i autobusów. I choć na bardzo dużym odcinku ulica jest oświetlona nowoczesnymi lampami, w jednym miejscu jest ciemno niczym w piekle. To oczywiście... przejazd kolejowy! Tory przecinają jezdnię w miejscu, gdzie nie ma ani jednej latarni. Oznakowane są jedynie znakiem "krzyż świętego Andrzeja". Samochody i autobusy zwalniają, by nie zderzyć się z pociągiem, którego i tak nie będzie widać...
Niebezpieczne przejazdy
Radiowa, wylotówka z Bemowa w kierunku Łomianek, Izabelina, Mościsk biegnie przez las. Latarni - brak. I nagle za zakrętem kierowcom ukazuje się widok torów kolejowych. - Powinna tu stanąć choćby jedna latarnia, która rzucałaby światło na przejazd kolejowy. Czy dla urzędników to naprawdę aż taki duży problem? - pyta Marcin Wojtalewski (25 l.), który z piskiem opon musiał zahamować na Radiowej. - Jechałem wolno, ale nagle przed oczami pojawił się przejazd. Gdyby jechał tędy pociąg, już by mnie nie było... - mówi roztrzęsiony.
Ustawcie tu latarnie!
Jan Telecki (55 l.), dyrektor Zakładu Linii Kolejowych, mówi, że zgodnie z ministerialnymi rozporządzeniami na Zabranieckiej nie musi być oświetlenia. Tylko że kilkaset metrów dalej, na ul. ks. Ziemowita, latarnie są! Minister infrastruktury Cezary Grabarczyk (50 l.) musi więc nakazać ustawienie tu latarń! A przejazdy na Zaborowskiej i Radiowej, gdzie diabeł mówi dobranoc, należą do Huty Warszawa. Ewa Kępińska, rzecznik Huty, mówi, że na Radiowej i Zaborowskiej nie powstanie oświetlenie. - W tych rejonach nie mamy własnych sieci elektrycznych - wyjaśnia. Najwyraźniej ktoś musi zginąć, by w końcu powstały tu latarnie.