Noc sylwestrowa z 31 grudnia 1978 roku na 1 stycznia 1979 roku przeszła do historii jako jeden z najbardziej dramatycznych momentów w dziejach polskiej historii. Do tego czasu końcówka grudnia była stosunkowo spokojna. Warszawa, podobnie jak większość kraju, pozostawała praktycznie bez śniegu. Jednak zmiana nadeszła nagle i z impetem.
Wieczorem 31 grudnia rozpoczęły się opady, które szybko zamieniły się w śnieżyce. Temperatura spadła poniżej -20 stopni Celsjusza, a wiatr osiągający prędkość 50 km/h, tworzył gigantyczne zaspy. Ludzie wracający z sylwestrowych imprez zamiast świętować Nowy Rok, walczyli o to, by przebić się przez śnieg. W niektórych miejscach zaspy sięgały nawet trzech metrów, a zasypane drogi przypominały tunele wykute w białej ścianie.
Zaledwie w kilka dni zima sparaliżowała Polskę. Blisko 36 tysięcy kilometrów dróg zostało wyłączonych z ruchu. Na wielu trasach pojazdy mogły poruszać się tylko dzięki czołgom i spychaczom, które odgarniały zwały śniegu. Szczególnie dramatyczna sytuacja panowała na kolei. Pociągi pasażerskie miały kilkunastogodzinne opóźnienia, a aż 800 połączeń zostało całkowicie odwołanych. Priorytetem były transporty węgla i mazutu, które docierały do elektrociepłowni z ogromnym trudem.
Ministerstwo Komunikacji próbowało ratować sytuację, ale zamarzające zwrotnice i pękające pod wpływem mrozu szyny skutecznie uniemożliwiały normalne funkcjonowanie kolei. Do odśnieżania skierowano tysiące żołnierzy, milicjantów, a nawet studentów uczelni wojskowych. W Warszawie na ulice wyjechały czołgi, których gąsienice rozbijały zmrożone warstwy śniegu.
W wielu miejscach w Polsce ludzie kopali tunele w śniegu, by przedostać się do sąsiadów czy najbliższego sklepu. Brakowało żywności, a dostawy opału były sporadyczne. Jeden z najbardziej znanych przykładów to historia podróżnych, którzy utknęli na dworcu w Koluszkach. Zamiast przyjęcia sylwestrowego w stolicy, spędzili noc na stacji, organizując spontaniczną imprezę z tego, co mieli przy sobie.