"Ojciec maluszka tłumaczył w trakcie przesłuchań, że tylko dawał mu klapsy"
Ta sprawa zbulwersowała cała Polskę. W lutym ubiegłego roku do szpitala w Radomiu trafił 3,5-letni Kubuś. Dziecko było skatowane, a jego stan – krytyczny. Maluszek miał roztrzaskaną główkę. Lekarze postanowili pomóc chłopczykowi. By ocalić malca usunęli mu krwiaka z mózgu, niestety, po kilkunastu dniach serduszko Kubusia przestało bić. Parę, która zgotowała mu piekło, ciężko nazwać rodzicami. Rzucali nim o ścianę, podłogę, jak szmacianą lalką. Śledczy zatrzymali 26-letnią parę – Kingę Ł. oraz Patryka W. Ojciec maluszka tłumaczył w trakcie przesłuchań, że tylko dawał mu klapsy, a matka, że wiedziała o przemocy, ale nic z tym nie zrobiła. Ojciec Kubusia usłyszał zarzut zabójstwa ze szczególnym okrucieństwem, znęcania się nad dzieckiem i udzielania innym osobom amfetaminy, a 26-letnia matka odpowie za pomoc w zabójstwie i znęcanie.
"Napisał jeszcze SMS-a do babci, że mama chce ich pozabijać"
Minęło zaledwie kilka miesięcy, bo już we wrześniu usłyszeliśmy o kolejnej makabrze, która tym razem rozegrała się na Wilanowie w stolicy. W luksusowym bloku przy ul. Wilanowskiej doszło do zabójstwa miesięcznej Selenki. Dziewczynka zginęła w swoim różowym łóżeczku od ciosów nożem. Jej bracia – 9-letni Olivier i 3-letni Nataniel – zostali ranni. Według naszych ustaleń wynika, że chwilę przed makabrą pomiędzy 32-letnią Magdaleną D.-M. i jej mężem doszło do kłótni. Gdy mężczyzna wyszedł z mieszkania, rozegrał się horror. Kobieta brutalnie zaatakowała swoje dzieci. Starszy z braci tragicznej nocy napisał jeszcze SMS-a do babci, że "mama chce ich pozabijać". Rodzina wezwała na miejsce policję. Nim jednak na miejsce makabry przyjechali mundurowi, kobieta zdążyła uciec. Funkcjonariusze znaleźli ją na cmentarzu w Starych Babicach. Stamtąd trafiła do szpitala. Gdy jej stan na to pozwolił, została doprowadzona do prokuratury, tam usłyszała zarzut zabójstwa i zarzut usiłowania zabójstwa.
– Podejrzana przyznała się do zarzucanych jej czynów, jak również złożyła wyjaśnienia, których treść objęta jest tajemnicą śledztwa – przekazała nam Aleksandra Skrzyniarz, rzeczniczka Prokuratury Okręgowej w Warszawie.
"Jego skóra zaczęła odpadać od biednego ciałka"
Zaledwie miesiąc po tragedii na Wilanowie usłyszeliśmy o dramatycznym odkryciu pod Garwolinem. Pod koniec października 63-letnia prababcia 4,5-letniego Leosia zgłosiła jego zaginięcie. W poszukiwania malucha zaangażowani byli policjanci z Komendy Stołecznej Policji, Mińska Mazowieckiego, Komendy Wojewódzkiej Policji w Radomiu oraz komendy z Garwolina. 25 października około godz. 22:30 sprawa nabrała tempa. W miejscowości Gogole Wielkie w powiecie ciechanowskim funkcjonariusze zatrzymali parę 19-latków – Karolinę W. i Damiana G., a zaledwie kolejnego dnia dokonali makabrycznego odkrycia na posesji domu, w którym parę miesięcy wcześniej mieszkali wraz z dziećmi. W miejscowości Ruda Talubska odkopano zwłoki 4,5-letniego chłopczyka. Ciało dziecka było zawinięte w koc i zakopane w płytkim dole.
Ustalenia śledczych są wstrząsające. – Przyczyną zgonu dziecka były powikłania chorobowe po poparzeniach – przekazała Krystyna Gołąbek z Prokuratury Okręgowej w Siedlcach. Trudno wyobrazić sobie, że matka mogła być tak znieczuloną wobec cierpienia swojego małego synka, który kilka dni umierał w potwornych męczarniach. Pomimo niewyobrażalnych cierpień jakich doznawał Leoś jego mama Karolina W. i jej partner Damian G. byli obojętni na to, że maluch słabł z dnia na dzień, aż prawdopodobnie zmarł na ich oczach. Feralnego wieczoru, gdy doszło do poparzenia Leosia, jego mama wlała prawdopodobnie wrzątek do wanienki, by wykąpać Leonka. Odwróciła się na chwilę i w tym czasie dziecko wpadło do gorącej wody. Matka lub partner wyciągnęli je z wrzątku. Nie zawiadomili pogotowia, bo się bali. Chłopczyk kilka dni słaniał się na nogach. Jego skóra zaczęła odpadać od biednego ciałka. Przestał jeść i wreszcie zasłabł na podłodze. Damian G. chwycił go jeszcze na ręce, lecz Leoś się już nie ruszał. Przestraszeni opiekunowie zawinęli chłopczyka w kocyk i zakopali za domem. Usłyszeli zarzuty zabójstwa przez zaniechanie, to znaczy, że mogli przewidzieć, że dziecko umrze, gdy nie udzielą mu pomocy.