- Tam zawsze były wzmożone kontrole i nadal będą, dopóki nie zniknie handel i miasto nie przejmie terenu pod budowę metra - nie owija w bawełnę Małgorzata Tytus, rzeczniczka Pragi-Południe. - Wiemy, że policja prowadzi liczne akcje wywiadowcze w środowisku handlarzy, ma też tam swoich informatorów - dodaje.
Zwykli warszawiacy, którzy chcą tylko dostać się do Dworca PKS, są zaczepiani przez handlarzy, którzy próbują sprzedać "cigarety i spiryt". Sprzedawcy, w większości Azjaci i Afrykanie, często są bardzo natarczywi.
Próbują zaciągnąć klientów do swoich stoisk, żeby pokazać swój towar. Łapią za ręce, nagabują. W okolicy pełno jest pustych butelek po alkoholu i zużytych strzykawek. Nad handlem nikt nie panuje i nie wiadomo nawet, jakie ciemne interesy mają miejsce w mrocznych alejkach i wąskich przejściach między straganami.
Większość warszawiaków już dawno przestała się tam zapuszczać. Nawet ci, którzy regularnie korzystają z Dworca PKS, idą tam z duszą na ramieniu.
- Bardzo nie lubię korzystać z tego dworca. Nie dość, że jest tam straszliwy bałagan, to jeszcze handlarze często są natarczywi. Zwyczajnie boję się tamtędy chodzić - przyznaje studentka Marta Kamińska (23 l.).