Młoda matka od wielu miesięcy szuka ratunku przed mężem pijakiem.
- Nie było dnia, żeby nie robił awantur. Wszystko mu przeszkadzało. Lubił oglądać telewizję, a gdy któreś z dzieci się odezwało, była awantura - mówi ze łzami w oczach pani Żaneta.
Kilka miesięcy temu tyranowi przeszkadzało, że jeden z synów nie może usnąć. - Zamknął go w łazience i zgasił światło. Synek zaczął płakać, mąż wpadł do łazienki i rozbił mu głowę. Przerażona w nocy pojechałam do szpitala - mówi Pani Żaneta. I o sprawie opowiedziała kuratorowi i policji. Mąż usłyszał zarzut znęcania się nad rodziną, ale regularnie nachodzi żonę i dzieci, grozi, że zrobi im krzywdę.
Któregoś dnia pani Żaneta musiała na chwilę wyjść do pracy, zostawiła dzieci pod opieką przyjaciela, ale w tym czasie do mieszkania przyszła też pijana sąsiadka. Traf chciał, że z niezapowiedzianą wizytą pojawiła się kuratorka. W jej ocenie doszło do zagrożenia zdrowia i życia dzieci., ale nie wezwała policji. Napisała raport do sądu. A ten postanowił, że na czas wyjaśnienia wszystkich spraw dzieci trafią do domu dziecka. - Kompletnie tego nie rozumiem! Chcę uzyskać pomoc, a zabierają mi dzieci. Robię, co mogę, żeby było nam łatwiej. Dostałam większe mieszkanie, czekam, aż je wyremontują. Dwójka dzieci jest przed operacjami. Staram się uciec przed tym potworem, ale urzędnicy mi tego nie ułatwiają - mówi zrozpaczona kobieta. Wczoraj złożyła zażalenie na decyzję sądu. Ale jednocześnie odprowadziła czworo najstarszych dzieci do domu dziecka przy Międzyparkowej. Młodszą trójkę musi oddać dziś.
Pomoc kobiecie zaoferowało praskie stowarzyszenie Otwarte Drzwi.