Jak dowiedział się "Super Express", policjanci ze stołecznej drogówki prowadzą postępowanie w związku z wykroczeniami, jakich dopuścili się miejscy szeryfowie, którzy zjawili się w przy żółtym słupie fotoradarowym straszącym kierowców na Wisłostradzie.
Był 2 lipca, dokładnie kwadrans przed godz. 15. Strażnicy nonszalancko zaparkowali swoje służbowe auto w niedozwolonym miejscu i oczywiście nawet nie przyszło im do głowy, żeby włączyć koguta informującego innych kierowców, że coś nietypowego dzieje się w tym miejscu. Podczas prac nie mieli na sobie odblaskowych kamizelek, a na koniec... przejechali przez 3 pasy ruchliwej Wisłostrady w poprzek i skręcili w ul. Karową. Tylko za to ostatnie przewinienie grozi im 250 zł mandatu i 5 punktów karnych. Zwykłemu kierowcy na pewno by nie podarowali tego przewinienia, bo przecież stołeczni szeryfowie słynną z tego, że bardzo skrupulatnie nabijają miejską kabzę. Ale czas, kiedy sami mogli ignorować przepisy i zachowywać się na drogach jak święte krowy, dawno się skończył.
- Wydział Ruchu Drogowego Komendy Stołecznej Policji prowadzi postępowanie w tej sprawie. Chodzi o złamanie kilku przepisów ruchu drogowego - powiedziała Edyta Adamus z Komendy Stołecznej Policji.
Podobnie sprawa wyglądała z Andrzejem Krysikiem, zastępcą naczelnika straży na Pradze-Południe, który nic sobie nie robiąc ze znaków, pędził zamkniętą ulicą Jagiellońską. Ta sprawa wkrótce znajdzie swój finał w sadzie. Ze strażnikami włączającymi fotoradar może być tak samo.