Elisabeth Revol i Tomasz Mackiewicz utknęli przy próbie zejścia z Nanga Parbat. Francuzka była w lepszym stanie fizycznym i podjęła samotną próbę zejścia. Na górze został niestety polski himalaista. - Eli potwierdziła, że razem z Tomkiem weszli na szczyt. Kryzys zaczął się na wierzchołku; trzeba znać specyfikę sportu, by to zrozumieć. Wspinając się, byli zamknięci we własnym świecie. Na szczycie Eli zorientowała się, że Tomek jest w kiepskim stanie, zaczęła go sprowadzać z wierzchołka. Wszystko zaczęło się komplikować, stan Tomka się pogorszył - mówił Bielecki w rozmowie z TVN 24.
Nie milkną głosy podziwu dla ekipy ratunkowej. Adam Bielecki i Denis Urubko przebyli pionową trasę w niewiele ponad 8 godzin. Według szacunków ekspertów miało im to zająć półtora dnia. - Wzruszyłem się bardziej niż Eli. Byliśmy zaskoczeni, że tak dużo udało jej się zejść. To dzielna i silna kobieta. W znacznym stopniu pomogła samej sobie w tej akcji. Byliśmy przekonani, że będziemy musieli się wspinać przez 400 czy 500 metrów i rano ją znajdziemy. Zaskoczyła nas. Mimo stanu swoich rąk, tak naprawdę na czworaka, metr po metrze, schodziła. Dzięki temu dotarliśmy do niej jeszcze w nocy - mówił himalaista.
Ratownikom udało się sprowadzić Francuzkę do bazy. Revol cierpi na poważne odmrożenia stóp i dłoni. Jest pod opieką lekarzy. - Eli kontaktowała, jasno formułowała myśli. Biorąc pod uwagę to, co przeszła, była w dobrym stanie. W połowie zostawiłem tlen, stwierdziłem, że najważniejsza jest szybkość i to, byśmy dotarli do Eli. Udało się jej podać leki przeciw odmrożeniu i napoić odżywką w płynie; to jedyne, co mogliśmy zrobić. Nie mieliśmy nawet namiotu, tylko małą płachtę. Przez całą drogę do obozu spuszczaliśmy Eli na linach. Teren jest zbyt stromy, by bez użycia rąk mogła samodzielnie schodzić - opowiadał Bielecki.
Ekipa musiała podjąć trudną decyzję, by nie wchodzić po Mackiewicza, który utknął na wysokości 7200 m n.p.m. Przeważyły przede wszystkim warunki pogodowe (zbliżająca się burza śnieżna) i informacja o stanie zdrowia Polaka. - Zapytaliśmy Eli o stan Tomka, powiedziała, że jest ciężki. Został w szczelinie osłonięty od wiatru. Zostawiła mu resztkę gazu i gdy wiedziała już, że nie może mu pomóc, postanowiła schodzić. Eli powiedziała, że Tomek ma odmrożoną twarz, ręce, nogi. Nie jest w stanie samodzielnie chodzić, nie widzi. Wiedzieliśmy, że nawet gdybyśmy dotarli do Tomka, nie będziemy mogli w żaden sposób mu pomóc. To był bardzo trudny moment - zakończył Adam Bielecki.