- Gdy wybuchła wojna ojciec zawiózł nas służbowym samochodem do Kazimierza, żebyśmy byli bezpieczniejsi. Zaledwie parę godzin później Stefan Starzyński przysłał po ojca ten sam samochód, żeby ojciec wracał do ratusza, bo trzeba dowodzić obroną miasta. Nauczony patriotyzmu, wychowany na historii powstań mówiłem do ojca wtedy: " Zabierz mnie. Ja też chcę pomagać...". Usłyszałem, że jestem za mały. Parę lat później już nie posłuchałem... - opowiada nam Julian Kulski ps Goliat. 1 sierpnia 1944 r był zmobilizowany, jako żołnierz kompanii dywersyjnej „Żniwiarz” - zgrupowania najlepiej uzbrojonego na całym Żoliborzu.
- Od ojca wiedziałem już od rana, że, powstanie na wybuchnąć o godz. 17. Parę godzin wcześniej ruszyliśmy wyjmować broń z jednego z magazynów, gdy stałem jako ochrona, w dół ul. Krasińskiego zjechała ciężarówka z bronią. Ostrzelali nas. Wtedy pierwszy raz strzeliłem z karabinu, który miałem. I w ten sposób powstanie wybuchło na Żoliborzu. Nie zdawaliśmy sobie sprawy, że nasza strzelanina wywoła przedwczesny początek powstania – wspomina „Goliat”.
Już pierwszego dnia został ranny w rękę, niegroźne, mógł walczyć dalej. Ostatniego dnia był w budynku przy ul. Słowackiego. - Próbowałem strzelać z okna, ale zobaczyłem, że czołg niemiecki ustawia lufę właśnie w to okno. Zdarza mi się słyszeć pytanie, czy bałem się czegoś w czasie powstania. Tak – bałem się maszyn niemieckich. Czołgów. Sztukasów. Przy nich stawałem się bezbronny. No i wtedy skoczyłem ze strachu z tego drugiego piętra i skręciłem nogę. Tego dnia Żoliborz się poddał… Na placu Wilsona resztki mojego oddziału oddawały broń. Ja nie miałem nic. Wcześniej wrzuciłem do ognia moją nieodłączną przyjaciółkę i powstańczą miłość – karabin „warszawiak” z 1927r. Nie oddałem go Niemcom!
Julian Kulski przyjeżdża niemal co roku z USA, by w Warszawie uczcić rocznicę Powstania Warszawskiego. W tym roku zatrzymała go epidemia.
- Powstanie to były najważniejsze dni mojego życia! Po pięciu latach upokorzeń, zniewagi, okupacji mieliśmy tak dosyć, że powstanie było nieuniknione - mówi dziś powstaniec. - Nie ma prawa tego oceniać ktoś, kto nie przeżył aresztowań, terroru, kto nie widział tych strasznych rzeczy, które widzieliśmy my wtedy jako żołnierze i jako cywile.
Julian Kulski jest też bohaterem zdjęcia sprzed kilku lat. Fotoreporter „Super Expressu” zrobił mu je w 2016 r. podczas Godziny W na rondzie Dmowskiego. Na jego twarzy maluje się mieszanina emocji, zdziwienie, przerażenie, przejęcie. Dlaczego był akurat tam? Zazwyczaj powstańcy o godz. 17 zbierają się przy pomniku Gloria Victis na Powązkach a nie na demonstracjach.
- Byłem tam w 2016 roku i rok później, przemawiałem wtedy z platformy. Demonstracje są częścią wolności. Pamiętajmy o tym! W Ameryce też ludzie wychodzą na ulicę by demonstrować. Też są podzieleni, jeszcze bardziej niż w Polsce. W Chicago czy Nowym Jorku te podziały są o wiele bardziej widoczne. Ważne, żebyśmy mieli szacunek dla poglądów innych. Wtedy jesteśmy wolni, gdy nikt nam tego nie zakazuje. A nikt jak powstańcy nie docenia siły i potrzeby wolności – zwraca uwagę Julian Kulski.