Na Białorusi ciągłe prześladowania i represje. Tam Marta (20 l.) nie miała żadnych szans ani na naukę, ani na pracę. Oprócz bardzo biednej matki nie ma rodziny, do której mogłaby wrócić.
- Za działalność opozycyjną zostałam wyrzucona z uczelni. Los uśmiechnął się jednak do mnie i od września, dzięki stypendium Rządu Polskiego dla młodej opozycji, studiuję w Szkole Wyższej Gospodarstwa Wiejskiego - mówi. - Ale okazało się, że jestem w ciąży. Ojciec dziecka mieszka na Białorusi i nie chce mieć z nami nic wspólnego - opowiada.
20-latka musiała przerwać naukę, bo regulamin SGGW nie pozwala kobietom w ciąży uczestniczyć w niektórych zajęciach, m.in. ze względu na szkodliwe działanie formaliny. Władze uczelni były nieugięte - nie dopuszczono Marty do egzaminów, kazano wziąć urlop dziekański i wracać na Białoruś. - Na szczęście nie skreślono mnie z listy studentów i wybłagałam, by pierwszy semestr zaliczono mi warunkowo - mówi załamana.
Teraz dziewczyna ma jeszcze inny problem. Bez karty pobytu wydawanej przez Mazowiecki Urząd Wojewódzki żadna z instytucji jej nie pomoże. - Na taki dokument czeka się co najmniej 45 dni. Czasem zdarza się nawet odmowa - załamuje ręce Marta, która termin porodu ma już pod koniec stycznia.
- Myślę tylko o mojej córeczce, chcę dla niej jak najlepiej. A tam na Białorusi jest piekło - mówi dziewczyna.
Mimo to wsparcie obiecali już urzędnicy z ursynowskiej pomocy społecznej. Pomocną dłoń wyciągnięto też do niej w Szpitalu Położniczym przy ul. Inflanckiej. Pod opiekę wzięli ją tamtejsi lekarze i położne. Tam przyjdzie na świat Dominika. Liczymy też na zawsze otwarte serca naszych Czytelników.
Jeśli ktoś może pomóc dziewczynie i jej maleństwu w przygotowaniu wyprawki, prosimy o telefon do redakcji pod numer 22 515-91-35