Tuż po godz. 18 strażacy zostali wezwani do pożaru małego domku jednorodzinnego przy Trakcie Lubelskim. Mimo że ratownicy przyjechali niemal natychmiast, dom stał już cały w ogniu. Wokół płonącego budynku biegali ludzie i próbowali się dostać do środka. Myśleli, że w płonącym domu jest 84-letnia Anna Waśkiewicz. - Mąż myślał, że mama jest w płonącym domu - mówi drżącym głosem Renata Szymańska (42 l.), synowa pani Anny. - Rzuciliśmy się wybijać szyby, ale one były już całe gorące. Mąż wbiegł do domu i się poparzył - opowiada roztrzęsiona kobieta. Strażacy wyciągnęli syna pani Anny z płomieni. Wtedy do domu wróciła jego matka, której nic się nie stało. - Nie mam zupełnie niczego. Wszystko, co miałam, spłonęło - starsza kobieta z trudem wypowiada słowa. - Ogień pochłonął całe moje życie. Nie tylko sprzęty, ale dokumenty i przede wszystkim rodzinne pamiątki i zdjęcia - rozpacza.
W ciągu kilkunastu minut mały domek spalił się aż do fundamentów, zamieniając lata pracy całej rodziny w dymiące zgliszcza. Rodzina starszej kobiety nie wie, co będzie dalej. Dom nie był ubezpieczony, więc nie ma za co go odbudować. - Na razie mama zamieszka u nas - opowiada synowa pani Anny. - Na szczęście mieszkamy blisko i możemy się nią zająć, najważniejsze, że nie jest sama - dodaje.
Apelujemy do naszych Czytelników: jeżeli możecie pomóc w jakikolwiek sposób tej rodzinie, prosimy o kontakt z naszą redakcją. Pani Annie przyda się dosłownie wszystko. Telefon do redakcji: (0-22) 515-91-46.