O kontrowersyjnej decyzji sądu pisaliśmy już wczoraj. Mało tego, jak dowiedział się "Super Express" z mężczyzną wcześniej też były spore problemy. - To pijak i piroman - mówią byli sąsiedzi Jacka T. - Choć się stąd wyprowadził, często tu wracał. Zdarzało się, że płonęły śmietniki. Innym razem zebrał wycieraczki ze wszystkich pięter, wyniósł na dach i tam spalił. Podpalił też drzwi swojego dawnego mieszkania, w którym dziś mieszkają inni ludzie - denerwują się oburzeni ludzie. Dlaczego więc jest wciąż na wolności?
- Wnioskowaliśmy o trzy miesiące aresztu dla zatrzymanego. Jednak sąd nie przychylił się do naszego wniosku. Złożymy zażalenie na tę decyzję - mówi Dariusz Ślepokura z Prokuratury Okręgowej w Warszawie. - Sąd uznał, że podejrzany nie będzie utrudniał śledztwa i wystarczy policyjny dozór - tłumaczy Wojciech Małek, rzecznik Sądu Okręgowego w Warszawie.
Prof. Piotr Kruszyński (67 l.), specjalista prawa karnego, nie ma jednak wątpliwości, że to zła decyzja.
- Jestem przeciwnikiem nadużywania aresztu, ale niezastosowanie go tutaj jest dla mnie niewyobrażalne. To po prostu nieodpowiedzialna, lekkomyślna decyzja. Sądy są po to, by chronić obywateli. Mamy tu do czynienia z kimś, kto dopuścił się groźnego przestępstwa przeciwko bezpieczeństwu ludzi. Nie ma znaczenia, czy to jest syn prawnika, czy prezydenta. Podpalił raz, potem drugi. Następnym razem może wysadzić jakiś budynek w powietrze - mówi Kruszyński.