Mężczyźnie, który bezmyślnie zrzucił 30-kilogramowy kocioł z dachu, może grozić nawet 5 lat pozbawienia wolności. Na razie 51-latek usłyszał zarzut narażenia na utratę życia i nieumyślnego spowodowania uszczerbku na zdrowiu. Przyznał się. Ale ten zarzut najpewniej zostanie zmieniony po tym, jak prokuratura otrzyma wyniki sekcji zwłok chłopca, która została przeprowadzona w poniedziałek (12 sierpnia).
− W zależności od wyników uzyskanej opinii, prokuratura przystąpi do rozważenia zmiany zarzutów w kierunku nieumyślnego spowodowania śmierci zmarłego. Z uwagi na charakter obrażeń oraz konieczność zapoznania się z dokumentacją szpitalną z przebiegu leczenia pokrzywdzonego, czynności te są czasochłonne i oczekiwanie na wyniki zajmie trochę czasu − wyjaśnił nam prok. Wojciech Misiewicz, p.o. rzecznika prasowego Prokuratury Okręgowej Warszawa Praga w Warszawie.
Czy wina za śmiertelny wypadek stoi wyłącznie po stronie pracownika? Mieszkańcy bloku zauważają, że teren remontu nie był ogrodzony. Jak słyszymy jednak, umowa pomiędzy wspólnotą mieszkaniową a spółką konserwującą nie zakładała, że roboty będą miały jakikolwiek wpływ na teren zewnętrzny.
− Takie prace remontowe nie podlegają zgłoszeniu do starostwa powiatowego i nie wymagają nadzoru kierownika budowy. Jeden z naszych pracowników tego dnia nie zastosował się do zasad BHP, które go obowiązywały. Robotnicy dostali dyspozycję, by uprzątnąć dach korzystając ze schodów i klatki schodowej. Jeden z pracowników pomyślał, że to zrobi inaczej, i doszło do tragedii − mówi nam pracownik firmy przeprowadzającej remont. A sąsiedzi wzdychają: „Kogokolwiek by ukarali, i tak życia chłopcu to już nie wróci”.