Remont Kopca Powstania Warszawskiego przy ul. Bartyckiej zbliża się się ku końcowi. Nie wiadomo jednak, czy przebudowa i oficjalne odbiory uda się przeprowadzić tak, by 1 sierpnia – w 79. rocznicę powstańczego zrywu, mogły się tam odbyć oficjalne uroczystości. Za rok – w 80. rocznicę, okrągłą – na pewno się odbędą. Ale w jakiej formie? To jest niewiadoma, która zszokowała mnie bardziej, niż jakiekolwiek opóźnienie w miejskiej inwestycji.
Co roku od lat (z wyjątkiem ostatnich dwóch, kiedy na kopcu trwały prace remontowe) właśnie 1 sierpnia na szczycie mokotowskiego wzgórza przy Bartyckiej, przy gigantycznym znaku Polski Walczącej, zapalany był ogień pamięci, przynoszony przez sztafetę pokoleń z Grobu Nieznanego Żołnierza. Płonął tam, podtrzymywany przez warty strażników i harcerzy, przez 63 dni – czyli tyle, ile trwał powstańczy zryw w 1944 roku. To była wieloletnia piękna tradycja.
Jak ogromny walor edukacyjny mają takie warty, wiedzą i czują chyba tylko powstańcy, kombatanci i harcerze. Niestety – okazało się, że nie czują tego urzędnicy z ekipy prezydenta Rafała Trzaskowskiego.
Nie chciało mi się wierzyć, gdy usłyszałam, że po remoncie Kopca ogień nie będzie mógł płonąć tam przez 63 dni! Dlaczego? Ktoś czegoś nie dopatrzył w projekcie? Kto podjął taką decyzję? - zaczęłam dopytywać.
Otóż ognisko 1 sierpnia zostałoby zapalone i zgaszone, a do 2 października żywy płomień zastąpiłaby… iluminacja. Tak usłyszałam w Zarządzie Zieleni.
Nie mogłam pojąć dlaczego ktoś uznał, że sztuczny płomień będzie lepszy, niż kultywowanie zwyczaju podtrzymywania żywego ognia. To tak jakby ogień w kominku zastąpić obrazkiem płomienia, albo zapalić znicz olimpijski i zgasić go zastępują na przykład laserem. Po co? W imię czego? Gdy zaczęłam odpytywać o to stołecznych urzędników, zwątpiłam jeszcze bardziej. Każdy rzucał innymi argumentami i próbował usprawiedliwić kuriozalny pomysł. A to, że tak było w projekcie - a projekt został przecież zaakceptowany. A to, że mieszkańcy Mokotowa ponoć skarżyli się na dym z ogniska - ale nikt nie powiedział, ile tych skarg było. Aż w końcu ktoś wytoczył gruby oręż – że uchwała antysmogowa nie zaleca długotrwałego palenia ognia, więc iluminacja będzie lepsza. Zatem należy zgasić ogień także na Grobie Nieznanego Żołnierza i zapalić znicze na baterie? Bo czym się różni płomyk na Kopcu od tego przy pl. Piłsudskiego?
Na to już kontrargumentu nie usłyszałam. Zrozumiałam jednak jedno – stołeczni urzędnicy po prostu nie czują klimatu. Dla nich iluminacja to nowoczesność, ognisko to zło i przeżytek. Dla Zarządu Zieleni, odpowiedzialnego za przebudowę kopca ważniejsze było to jaki klon przyjmie się w parku na wzgórzu, niż to czy na szczycie kopca podczas powstańczych uroczystości zmieści się kilkaset osób czy zaledwie kilkadziesiąt. I czy będzie można tam palić ogień przez 63 dni, czy tylko przez parę godzin. I nie można mieć o to do nich pretensji – Zarząd Zieleni powstał po to by dbać o zieleń, a nie opiekować się miejscami pamięci. Można mieć pretensje to tych, którzy mienia się strażnikami pamięci o powstaniu, wiedzieli o planach urzędników, a nie zareagowali.
A Kopiec Powstania Warszawskiego takim miejscem pamięci jest! I celowo porównuję go z Grobem Nieznanego Żołnierza. Bo skoro tam od lat jest ten stały ogień i warty, niech tak będzie i przy Bartyckiej. Walczmy o ogień na Kopcu!
Mam nadzieję, że prezydent Warszawy Rafał Trzaskowski bardziej czuje ten klimat od swojej ekipy. W końcu przyznał nam: „Tradycja palenia ognia pamięci a kopciu jest ważna i powinna być kontynuowana. Chciałbym, żeby po zakończeniu remontu ogień, który w tym miejscu każdego roku płonął przez 63 dni dla upamiętnienia Bohaterek i Bohaterów, znowu płonął jako symbol naszej pamięci o Powstaniu Warszawskim”. Panie prezydencie – niech ogień płonie!
Izabela Kraj
Polecamy inne felietony z cyklu Kraj o Warszawie:
Dlaczego Trzaskowski nie zwróci pieniędzy