Od feralnej przejażdżki, która zawiodła przed legionowski sąd Sławomira M. (57 l.) i Mariana O. (58 l.) minął już ponad rok. Późnym wieczorem 4 stycznia jadących od lewa do prawa samorządowców na głównej ulicy Nieporętu zatrzymał patrol drogówki z Warszawy.
Policjanci nie mieli wątpliwości, że obaj kierowcy byli pijani. Ku zdziwieniu urzędników funkcjonariusze postanowili sprawdzić ich trzeźwość, ale ci w niewybrednych słowach odmówili. Jak pisaliśmy w "Super Expressie" kilka miesięcy temu, samorządowcy trafili do szpitala na badanie krwi, a stamtąd na komendę. W marcu Sławomir M. i Marian O. stanęli przed Sądem Rejonowym w Legionowie.
Wczoraj odbyła się druga rozprawa w procesie przeciwko nim. Zeznania składali między innymi pielęgniarka, która pobrała im krew, dokonujący wstępnego badania lekarz oraz trzech policjantów, którzy asystowali przy pamiętnej interwencji. Łączyło ich jedno - ocena trzeźwości urzędników. Natomiast główny dowód w sprawie, czyli pobrane od nich zaraz po zajściu próbki krwi nagle zniknęły. Co się z nimi stało? Nadal nie wiadomo, stąd też nie można określić, ile mieli promili alkoholu.
Tego, że wójt i przewodniczący rady byli tamtej nocy pijani, pewni są natomiast wszyscy zeznający wczoraj funkcjonariusze. - Wyraźnie czułem woń alkoholu. Jeden z oskarżonych wyraźnie zataczał się, miał poważne problemy z utrzymaniem równowagi - mówił jeden z policjantów. Wójta i przewodniczącego rady ucieszyć mogły za to zeznania sekretarz gminy Barbary K. (57 l.), która tej feralnej nocy przyjechała po służbową skodę wójta, a wczoraj próbowała pomóc swoim kolegom z urzędu. Na prośbę obrońcy przypomniała bowiem o problemach zdrowotnych oskarżonych.
- Pan O. ma problem z dykcją, wymową i poruszaniem się, z tego co wiem, miał operację biodra. Pan M. miał kilka zabiegów na kolana - zeznała. Ocena tego, czy można pomylić to z pijackim bełkotem i zataczaniem się, należy już do sądu.