Rolnicza manifestacja rozpoczęła się przed kancelarią premiera. Kilka godzin po wyśpiewanym hymnie protestujący przeszli w stronę Sejmu. W trakcie kilkugodzinnego przemarszu, jak przekazuje policja, nie doszło do poważniejszych zdarzeń, a jedynie do pojedynczych incydentów. − Na ten moment nikomu nic się nie stało. Policjanci są na miejscu, jest bardzo dużo sił policji, a wszystko po to, żeby zapewnić bezpieczeństwo wszystkim uczestnikom tego zgromadzenia, także osobom postronnym − relacjonowała kom. Małgorzata Wersocka z wydziału prasowego Komendy Stołecznej Policji.
Protest rolników w Warszawie. Paraliż miasta, zamknięte ulice. Gorąco przed KPRM
Reporterzy „Super Expressu”, który byli na miejscu, byli świadkami kilku niebezpiecznych sytuacji. W pewnym momencie w kierunku policjantów zabezpieczających marsz poleciały petardy i palące się śmieci, a w kierunku strażaków – puszka z piwem. Tuż pod gmachem KPRM rolnicy rozpalili ognisko. Pomimo próśb spikera o zaprzestaniu takich rzeczy, wielu rolników nic sobie z tego nie robiła i wprowadzała chaos oraz zamęt wśród reszty protestujących.
W trakcie krótkiego przemarszu udało nam się porozmawiać z małżeństwem mieszkającym na co dzień w Warszawie. − Won z zielonym ładem, won z towarem sprowadzanymi z Ukrainy. Nie chcemy jeść robaków. Jesteśmy przeciwni temu wszystkiemu i solidaryzujemy się z ludźmi, którzy tu przyjechali z całej Polski − mówiła nam pani Grażyna i pan Grzegorz.
Protest planowo powinien zakończyć się w okolicach godziny 16, a według wstępnych szacunków organizatorów, w stolicy pojawiło się nawet 150 tys. osób.