Wyrok w tej bulwersującej i głośnej sprawie zapadł w styczniu po błyskawicznym procesie. Odbyły się tylko trzy rozprawy. Oskarżony przyznał się do gwałtu, nie przyznał się do zabójstwa Lizy, ale sąd nie miał wątpliwości, że gdyby nie brutalny gwałt 25 lutego 2024 roku przy ul. Żurawiej w Warszawie, Liza by żyła. Zmarła w szpitalu nie odzyskawszy przytomności po gwałcie i duszeniu.
Na ostatniej rozprawie Dorian S. przeprosił rodzinę Lizawiety. Wcześniej zeznawał, że "niczego nie planował i nie chciał jej zabić".
Ale sędzia Paweł Dobosz, uzasadniając wyrok dożywotniego więzienia podkreślił, że sprawca działał świadomie i zaplanował tę zbrodnię. Tak też chcieli oskarżyciele. – Biorąc pod uwagę charakter sprawy, przebieg oraz zachowanie sprawcy wydaje nam się, że to jest jedyna możliwość, aby ochronić społeczeństwo przed przebywaniem takich sprawców na wolności. Ryzyko dopuszczenia podobnego czynu w przyszłości jest bardzo wysokie – ocenił adw. Karol Dróżdż.
Obrońcy Doriana S. już wtedy zapowiedzieli apelację. − Ze szkodą dla tego procesu nie została zweryfikowana w sposób wystarczający negatywna przesłanka procesowa w postaci stanu poczytalności oskarżonego − tłumaczył mec. Patryk Wrycza.
We wtorek (11 marca) do Sądu Okręgowego w Warszawie wpłynęła apelacja od wyroku. Obrońcy będą zabiegać o obniżenie dożywocia dla młodego gwałciciela. Kiedy? Na razie nie wiadomo. Dokumenty oraz akta sprawy nie zostały jeszcze przekazane do Sądu Apelacyjnego.