Ojciec Viki Gabor pobity. Sprawa wróciła do sądu. Oskarżony nie przyznaje się do winy
We wszystkich mediach huczało o brutalnej napaści na Viki Gabor i jej ojca. Sytuacja miała miejsce 11 czerwca 2024 roku w al. Jerozolimskich w Warszawie. Pan Dariusz, według informacji przekazywanych tego samego dnia przez menadżera artystki, został "spryskany gazem, wyciągnięty z samochodu i pobity, aż osunął się na ziemię. Viktoria, siedząc w samochodzie, także została spryskana gazem".
W połowie sierpnia Sąd Rejonowy dla Miasta Stołecznego Warszawy wydał w tej sprawie wyrok nakazowy, bez udziału zainteresowanych stron. Sędzia orzekł sześć miesięcy ograniczenia wolności, 20 godzin tygodniowo prac społecznych oraz zapłatę nawiązki w wysokości dwóch tysięcy złotych. Teraz sprawa wróciła na wokandę.
Wszystko zaczęło się od niewinnego zdarzenia − jeden z kierowców miał zajechać drugiemu drogę, przez co doszło do awantury. Jak usłyszeliśmy we wtorek (14 stycznia) w sądzie, prowodyrem zajścia miał być jednak ojciec 16-letniej piosenkarki, a nie jak wcześniej opisywano − drugi z kierowców − wynika z zeznań oskarżonego Mateusza M.
− Staliśmy w korku. Zauważyłem auto, które agresywnie próbuje się wcisnąć pomiędzy jadące pojazdy. Kierowca zjechał ze swojego pasa, przekroczył linię ciągłą i uderzył w mój samochód. Potem otworzył szybę i zaczął do mnie krzyczeć: "rusz kur** to zobaczysz, co się stanie" − tłumaczył na sali rozpraw oskarżony Mateusz M.
Między kierowcami doszło do sprzeczki słownej. − Cofnął auto, zajechał mi drogę i wysiadł na ulicy. Był wulgarny, prowokował mnie i groził. Cały czas krzyczał, po czym zaczął kopać moje auto, szarpać za lusterko i inne elementy samochodu − opisuje dalej oskarżony.
− Przestraszyłem się tego mężczyzny. Nie wiedziałem z kim mam do czynienia. On wrócił po chwili do swojego auta, a ja wziąłem gaz, podbiegłem do niego i psiknąłem go w twarz, i uderzyłem. Nie wiedziałem bowiem, czy idzie po jakieś narzędzie, żeby ponownie wrócić i uszkodzić mi samochód − tłumaczy dalej.
Na pytanie adwokata, dlaczego oskarżony nie przyznaje się do zarzutu, usłyszeliśmy krótkie: "bo ja nie jestem chuliganem, jestem spokojnym człowiekiem i ciężko pracuję na to, co osiągnąłem, a cała ta sytuacja bardzo odbiła się na mojej psychice".
W sądzie tego samego dnia zeznawali również świadkowie zdarzenia − kierowca, który jechał za oskarżonym oraz współpracownik oskarżonego. Ich wersje pośrednio pokrywały się z wersją, którą usłyszeliśmy od Mateusza M. Zeznawała także kobieta pracująca w okolicy. Jej tłumaczenie było podobne do pierwszych słów menadżera, który wspominał o agresji drogowej oskarżonego.
Viki Gabor nie pojawiła się w sądzie. Jej ojciec został ukarany
Viki Gabor oraz jej ojciec nie pojawili się na rozprawie. Sędzia Marcin Niedźwiecki postanowił ukarać oskarżyciela karą 2000 złotych. Jak usłyszeliśmy, w sytuacji ponownego nieusprawiedliwionego niestawiennictwa świadka na kolejnym terminie, obrona będzie "rozważała o ewentualne złożenie wniosku o poddanie do rozwagi Sądu zgodnie z art. 285 par 2 k.p.k" – tj. "karę pieniężną, zatrzymanie i przymusowe doprowadzenie".
Skontaktowaliśmy się z menadżerem piosenkarki, jednak oprócz słów "bez komentarza" nie usłyszeliśmy odpowiedzi na żadne z naszych pytań. Następna rozprawa już w marcu.
Wcześniej Viki Gabor do całej sytuacji odnosiła się na swoim Instagramie:
– Dziękuję bardzo Wam wszystkim za całe wsparcie, jakie od Was dostaję. Bardzo dziękuję Pani Monice za bezinteresowną udzieloną pomoc tam na miejscu i za odwagę, jaką się wykazała. Jestem już w domu i powoli dochodzę do siebie po tym, co nas spotkało. Nikomu nie życzę takiego bólu, jakiego doznałam i który nadal odczuwam. Kochani, proszę Was, szanujmy się wzajemnie. PRZEMOC i AGRESJA nigdy nie są rozwiązaniem. Do zobaczenia już wkrótce – pisała.