Czteroosobowa rodzina Nowaków mieszkająca w bloku przy ul. Łukowskiej wyrzuca codziennie do kontenera po kilka worków odpadków. Pani Janina, samotna emerytka z tego samego bloku – zbierze tych śmieci ledwie jeden worek na tydzień. Ale i Nowakowie i emerytka od 1 marca będą musieli płacić tyle samo za odbiór śmieci – po 65 zł. Emerytka wcześniej płaciła 9,5 zł, rodzina – 38 zł. - Mieszkam sama i nie generuję tyle śmieci co duża rodzina. Nie chcę tyle płacić. To skrajnie niesprawiedliwe, to haracz jakiś! - burzy się pani Janina.
Do wielu mieszkańców dopiero dociera, jak dużo będą musieli teraz płacić każdego miesiąca, bo spółdzielnie i administracje właśnie wysyłają lokatorom pisma z nowymi wyliczeniami.
Prezydent Warszawy Rafał Trzaskowski optował za systemem, który różnicowałby opłaty za śmieci w zależności od metrażu mieszkania, ale radni zdecydowali, że tymczasowo obowiązywać będą dwie stawki – 65 zł dla mieszkańców bloków i 94 zł dla tych z domów jednorodzinnych. Wiceprezydent Michał Olszewski zapowiada, że ratusz pracuje nad nowym systemem, zależnym od poboru wody. Póki co jednak mieszkańcy muszą się pogodzić z niesprawiedliwością w tej kwestii. I muszą płacić. Opłaty się zmieniły, ale niestety bałagan związany z odbiorem odpadów, pozostał. W wielu miejscach pojemniki są przepełnione, worki dosłownie zasypują altanki. - Do naszych pojemników pod blokiem ludzie z innych osiedli wrzucają nieposegregowane śmieci i robi się bałagan. Brakuje pojemników do segregacji. Jeśli mamy już słono płacić to niech będzie porządek – mówi Roman Sobański (72 l.) mieszkaniec Woli.