- Byłam wtedy w szpitalu, właśnie urodziło nam się trzecie dziecko. Co jemu strzeliło do głowy? Przecież to zawsze był taki porządny człowiek, dobry dla mnie i dla dzieci - opowiada przez łzy Agnieszka R. (34 l.), żona mordercy i córka ofiary. - Przecież ostatnio całkiem dobrze się z ojcem dogadywali - dodaje.
Dramat wydarzył się przed świętami. Roman G. (53 l.) od jakiegoś czasu mieszkał wspólnie z córką i jej mężem w kawalerce w Nowym Dworze Mazowieckim. Pomiędzy mężczyznami już wcześniej dochodziło do sprzeczek. Teść wyrzucił nawet zięcia z domu.
Patrz też: Warszawa: Bandyta pociął mu twarz za papierosa
- Ostatnio było lepiej, pogodzili się i znów mieszkali razem - wspominają sąsiedzi rodziny.
Na razie nie ma pewności, co dokładnie wydarzyło się feralnego dnia. Agnieszka R. była w szpitalu, właśnie miała rodzić. Dwoje pozostałych dzieci nocowało u ciotki. W mieszkaniu był tylko Roman G. i jego oprawca. Mężczyźni prawdopodobnie się pokłócili. Mariusz R. rzucił się na swojego teścia i udusił go. Potem zabrał zwłoki, zapakował je do auta, wywiózł za miasto i porzucił w rowie. Żona mordercy nadal nie może uwierzyć w to, co się stało.
- Kocham męża, zawsze był dla mnie dobry, ale ojca już nic mi nie wróci - rozpacza kobieta.
Jeszcze tego samego dnia policjanci dostali zgłoszenie o zaginięciu mężczyzny. 2 dni później odnaleźli ciało i szybko ustalili, że to najprawdopodobniej zięć zabił teścia. Natychmiast zatrzymali mężczyznę. Teraz Mariuszowi R. za zabójstwo może grozić nawet dożywocie.