To jest jakaś paranoja! - Dlaczego przez pół roku nie można otworzyć chociaż jednego z dwóch wiaduktów? Na tymczasowym przejeździe są takie dziury, że można uszkodzić auto, a korki w godzinach szczytu ciągną się kilometrami - pomstuje Wojciech Sitek (35 l.), kierowca. Może gdyby Nowy Dwór znalazł się na trasie przejazdu premiera podczas weekendowego objazdu po Polsce, sprawa nabrałaby tempa. Niestety, Donald Tusk ominął to pechowe miejsce.
A kolejarze tak tłumaczą patową sytuację. - Wykonawca nie dostarczył do tej pory powykonawczej dokumentacji geodezyjnej. Bez niej nie można wystąpić do nadzoru budowlanego o pozwolenie na użytkowanie obu obiektów - tłumaczy Maciej Dutkiewicz z Centrum Realizacji Inwestycji PKP PLK, które są inwestorem.
- Jest nam przykro, że tak się stało. Wykonawca będzie musiał zapłacić karę za opóźnienie - dodaje.
Zgodnie z przepisami kara finansowa za opóźnienie to maksymalnie 10 procent wartości inwestycji. - Wiadukty kosztowały około 10 mln euro, a kwota kar będzie zbliżona do maksymalnej - wyjaśnia Dutkiewicz.
Na razie po stojących odłogiem obiektach można przejść pieszo. Jeździ po nich jedynie... pojazd służący do czyszczenia asfaltu. Kiedy skończy się wreszcie ta farsa, a kierowcy będą mogli wjechać na wiadukty? Tego oczywiście nie wiadomo. Kolejarze mają nadzieje, że w połowie czerwca. Oczywiście, jeśli uda się zebrać dokumenty.