Po śmierci małżonki życie Piotra Szelągiewicza wywróciło się do góry nogami. Ukochaną Iwonę (†36 l.) zabiła sepsa. Po uroczystościach pogrzebowych ojciec zostawił Filipka na kilka dni u teściów w Smuniewie (woj. mazowieckie). I już go nie odzyskał. Ba, nie może go nawet widywać. – Gdy pojechałem po Filipa, teściowie wygonili mnie z domu. Powiedzieli, że nic mi do mojego synka – opowiada pan Piotr. – Dowiedziałem się, że siostra mojej nieżyjącej żony złożyła wniosek do sądu, by adoptować Filipka. Dlatego porwali mi moje dziecko – ojciec ociera z twarzy łzy.
Teściowa mówi otwarcie, że nie odda Filipa. – Mamy tyle dowodów na zięcia, że nic z tego. Nie dostanie naszego wnuczka. A jak go sprzeda? – pyta Grażyna N. (61 l.). – Córka chce adoptować Filipka i złożyła sprawę do Sądu Rodzinnego w Sokołowie Podlaskim – dodaje babcia chłopczyka.
Zdruzgotany ojciec szukał pomocy u policji. Zgłosił, że syn został porwany. – Odmówiliśmy wszczęcia dochodzenia w sprawie porwania, bo toczy się postępowanie sądowe mające stwierdzić, gdzie trafi dziecko. Do rodziny zastępczej, czy biologicznego ojca. Sąd do chwili ukończenia swojego postępowania zalecił, by maluch był pod opieką dziadków – informuje asp. Jakub Więsak z KPP w Sokołowie Podlaskim.