Kilkudziesięciu podwykonawców zjechało z całej Polski. Od miesięcy nie mogą doprosić się pieniędzy za wykonane zlecenia. Astaldi ma kłopoty finansowe więc zaległe kwoty zobowiązali się zwrócić kolejarze z PKP PLK.
– Mamy nóż na gardle. W maju dostałem zaliczkę i od tamtej pory nic. Zapłaciłem już 60 tysięcy złotych podatku i VAT-u, a nic nie dostałem. Obecnie są mi winni już 172 tysiące złotych. Już nie ma innego wyjścia i będziemy protestować do skutku - zapowiedział nam Roman Podkościelny (65 l.) dekarz z Lublina. - Były spotkania, ale cały czas słyszymy praktycznie to samo, żadnych konkretów, a pieniędzy jak nie było tak nie ma. Zalegają mojej firmie już 700 tysięcy złotych – powiedział nam Szymon Walentynowicz (44 l.) właściciel firmy budowlanej z Giżycka.
Gdy oni protestowali, pasażerowie przeżywali koszmar. Na dworcu Centralnym biegali po peronach w poszukiwaniu jakiejkolwiek informacji. Większość pociągów rano i w południe albo była odwołana albo opóźniona nawet o 3 godziny.
- Zapłaciliśmy za bilety do Krakowa ponad 300 złotych. Nasz pociąg opóźniony był o 2.5 godz. – mówili bezradnie małżonkowie Jerzy i Maria z Krakowa. Około 14 przejazd został odblokowany, a podwykonawcy zaproszeni na rozmowy z zarządem PKP PLK.