- Obudził mnie huk tłuczonego szkła. Nie wiedziałam co się dzieje, bo była 2 w nocy. Nagle ktoś krzyknął, żeby uciekać, bo się pali. Więc wybiegłam z mieszkanka – opowiada kobieta mieszkająca na parterze.
To co zobaczyła przed blokiem, było jeszcze większą grozą.
- Z okna na drugim piętrze wychylał się mój sąsiad. Jego mieszkanie dosłownie płonęło, a ogień objął prawie całą ścianę budynku. Było ogromne zamieszanie. Na miejsce bardzo szybko dotarli policjanci i strażacy – dodaje.
W akcji ratowniczej udział brało pięć zastępów straży pożarnej, cztery karetki i policjanci, którzy jako pierwsi dotarli na miejsce.
- Dwóch z nich lekko się zatruło. Funkcjonariusze ewakuowali wszystkich mieszkańców klatki. Łącznie było to 80 osób – mówi Robert Koniuszy z policji na Mokotowie.
W międzyczasie strażacy walczyli z ogniem. - Na miejsce dotarliśmy około godziny 2. Niestety, nie udało nam się dotrzeć do 64-letniego mężczyzny, który uciekł do kuchni – informuje Piotr Świerkot. Strażacy znaleźli go już nieżywego.
Więcej szczęścia miała jego 59-letnia żona, Ewa. Uciekła na balkon, który znajdował się po drugiej stronie mieszkania. Prawdopodobnie to uratowało jej życie, bo strażacy mieli czas, żeby ugasić korytarz i wynieść ją z lokalu. Jak ustaliliśmy, trafiła do szpitala, ale jej stan nie jest ciężki.
We wtorek rano na miejscu trwała akcja porządkowa. Mieszkanie małżeństwa jest kompletnie spalone. Nie ma drzwi, a wejście zabezpieczone jest taśmą policyjną. Sąsiedzi pogorzelców też szacują straty. Lokale na dole są doszczętnie zalane, a te na górze mają nadpalone okna i zniszczone podłogi.