5-letni Dawidek zaginął tydzień temu. Dokładnie 10 lipca ojciec chłopca zabrał go z domu dziadków. Następnie pojechali szarą skodą w okolice lotniska Chopina. Ojciec chłopca miał skontaktować się z żoną i powiedzieć "Więcej syna nie zobaczysz". Z najnowszych doniesień wynika także, że Paweł Ż. pozwolił rozmawiać kobiecie z synkiem. Przed północą na dworcu kolejowym w Grodzisku Mazowieckim znaleziono zwłoki Pawła Ż. Mężczyzna rzucił się pod nadjeżdżający pociąg.
Od kilku dni trwają intensywne poszukiwania chłopca. Wciąż nie udało się ustalić, gdzie przebywa 5-latek. Ze wstępnych ustaleń śledczych wynika, że w aucie ojca Dawidka znaleziono ślady wskazujące, że Paweł ż. przewoził w samochodzie zwłoki.
Relacja z poszukiwań 5-letniego Dawidka >>TUTAJ<<
- Trzeba skłaniać się ku temu, że akcja poszukiwawcza pięcioletniego Dawida idzie w kierunku poszukiwania zwłok dziecka - powiedział w telewizji TVN24 były rzecznik komendanta głównego policji Mariusz Sokołowski.
Każdego dnia na jaw wychodzą nowe fakty w sprawie zaginięcia Dawidka. - Dwa tygodnie przed porwaniem chłopca i samobójczą śmiercią pod pociągiem Paweł Ż. przestał chodzić do pracy. Najpierw zawiadomił, że bierze urlop na żądanie, a potem nie informował już o powodach swojej absencji w pracy - czytamy na portalu tvp.info.pl.
Mężczyzna był uważany w pracy za osobę sumienną. Ta informacja zaniepokoiła śledczych. – Może wskazywać, że Paweł Ż. nie działał pod wpływem jakiegoś impulsu, ale zawczasu wszystko przygotował. Mógł wtedy znaleźć miejsca, w którym np. porzuci Dawida. Takie miejsca, w których zrobi też niezauważenie. Sprawdzamy bardzo dokładnie te informacje – mówi jeden ze śledczych w rozmowie z tvp.info.pl