Omal nie zabiłem się na chodniku

2011-01-08 2:30

To był czarny piątek na stołecznych drogach. Prawie 100 kolizji do wieczora oraz tłumy ze złamaniami w szpitalach - gołoledź siała w stolicy istne spustoszenie. Samochody na oblodzonych jezdniach były nie do opanowania.

Najbardziej pechowa była al. Wyzwolenia, gdzie do godz. 12 aż dziewięć aut brało udział w czterech stłuczkach. O kraksy nie było trudno, bo lekki mróz zmienił mokre ulice w ślizgawki.

55 kolizji

Do południa po Warszawie jeździło się fatalnie. - Przy takiej pogodzie to normalne i trzeba się z tym liczyć - mówi asp. Beata Wlazłowska z komendy stołecznej policji. 55 kolizji to straszny wynik, ale nie został pobity rekord tegorocznej zimy - 114 wypadków i stłuczek. Według drogówki kierowcy nauczyli się już jeździć ostrożnie. Ale nie pomagali im w tym administratorzy lokalnych dróg. W al. Wyzwolenia ucierpiały aż dwie osoby i dziewięć aut. Dopiero potem pojawiły się służby sypiące piasek i sól.

Lód i gips

Nie tylko kierowcy klęli wczoraj o poranku. Horror przeżywali też piesi, którzy próbowali chodzić po oblodzonych chodnikach. Jan Mizerski (52 l.) z Pragi-Północ wywrócił się na prostej drodze i złamał lewą rękę. - Ból był okropny, aż wyłem - mówił w izbie przyjęć urazówki w Szpitalu Praskim. Swoje jednak musiał odczekać w długiej kolejce, bo takich pechowców jak on było w piątek sporo - zwłaszcza starszych osób.

Pan Jan i wszyscy poszkodowani przez nieodśnieżony lub oblodzony chodnik mogą się ubiegać o odszkodowanie. Wystarczy zrobić zdjęcie oblodzonego chodnika, mieć świadka zdarzenia i dokumenty z izby przyjęć, by administrator poniósł konsekwencje.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki