Wojewoda Jacek Kozłowski (53 l.) ogłosił, że porozumiał się z dyrektorami szpitali i ordynatorami oddziałów ortopedycznych. Od początku przyszłego miesiąca pacjenci z urazami dostaną pomoc w każdym z dziesięciu szpitali z oddziałami urazowo-ortopedycznymi. Tam, według zapewnień wojewody, przez całą dobę ma dyżurować zespół lekarzy zajmujący się nagłymi przypadkami.
Sytuacja ma się też zmienić w pogotowiu. Karetka z chorym pojedzie nie do szpitala najbliżego miejsca zamieszkania pacjenta, ale do tego najbliżego miejsca wypadku. - To oznacza, że zamiast przebijać się przez zakorkowane miasto, ratownicy szybko dostarczą chorego do szpitala w okolicy - tłumaczył wojewoda.
Wszystkie te informacje brzmią bardzo optymistycznie. Jest tylko jedno ale. Za tymi słowami nie kryją się żadne konkretne czyny. Bo, oczywiście, mazowiecki Narodowy Fundusz Zdrowia nie uznał za konieczne dopłacenie szpitalom dodatkowych pieniędzy za pracę w nowym systemie. - Żeby urazówka była czynna przez całą dobę, musimy mieć kontrakt większy o jedną trzecią.
Inaczej nie damy rady sprawnie funkcjonować - przyznał Jacek Bierca, dyrektor ds. lecznictwa ze szpitala na Solcu. To może oznaczać, że zamiast szybkiej pomocy blisko miejsca wypadku, skończy się na chaosie i odsyłaniu pacjentów od jednego szpitala do drugiego. Dlaczego? Bo szpitalom może nie wystarczyć pieniędzy na sprawne funkcjonowanie w Warszawie dyżurów urazowych przez całą dobę.