- Musimy zająć się odbiorem wszystkich śmieci, więc musi być drożej - powtarza na każdym kroku Jarosław Kochaniak (46 l.), ojciec warszawskiej śmieciowej rewolucji, tłumacząc czekający nas od 1 lipca drastyczny wzrost stawek za wywóz śmieci. Ani mieszkańcy ani nawet radni nie wiedzą, skąd dokładnie wzięły się drakońskie opłaty - 19,50-56 zł dla mieszkańców bloków i 89 zł dla mieszkańców domków (osoby niesegregujące odpadów zapłacą 40 proc. więcej). Ratusz utajnił bowiem swoje dane. Jedyne, co możemy poznać, to tzw. kalkulator przybliżający wyliczenia dla mieszkańców bloków, który znaleźć można na stronie www.kalkulator.um.warszawa.pl. Jednak zdaniem SLD zarówno kalkulator, jak i użyte w nim założenia nadają się do śmieci.
Radny SLD Bogdan Żuber (62 l.), z zawodu inżynier środowiska, dowodzi, że Ratusz opiera się na zawyżonych danych. - Ratusz przyjął do kalkulatora maksymalny rynkowy koszt odbioru i utylizacji tony śmieci, który wynosi dziś 454 zł, choć średnio jest to 350 zł - mówi radny Żuber. - Zgodzę się z tym, że koszty mogłyby być tak wysokie za trzy lata, gdy powstanie nowa infrastruktura, ale nie teraz - dodaje. Za wysokie są też jego zdaniem przewidywane przez Ratusz współczynniki wzrostu kosztów.
To jednak jeszcze nie wszystko. - Kalkulator jest niechlujnie przygotowany, a wyliczenia zostały zmanipulowane. Ratusz zastosował niezgodny z zasadami arytmetyki wzór, w którym współczynniki odnoszą się do łącznego kosztu odbioru i zagospodarowania, a nie składników sumy. To błąd na poziomie piątej klasy - mówi Żuber. Kolejna sprawa - ze wzoru, nawet błędnego, wychodzą inne kwoty niż te podane przez miasto. Jak mówi radny, stawka na osobę wynosi 15,79 zł, więc nie wiadomo jak z tej kwoty przejść na stawkę 19,50 zł.
Efekt? - Według moich obliczeń całkowity koszt funkcjonowania nowego systemu w skali roku przeszacowano o około 100 mln złotych - mówi radny Żuber. Jest niemal pewien, że czekające nas wkrótce rozstrzygnięcia szykowanych przetargów potwierdzą jego wyliczenia.