Państwo Orzechowscy inaczej wyobrażali sobie dzień narodzin ich drugiego synka. Szykowali się do niego od dawna, wszystko mieli dokładnie zaplanowane. Ale los spłatał im niezłego figla. - Kiedy poczułam, że zaczynam rodzić, pędem wsiedliśmy do samochodu i ruszyliśmy do szpitala. Mieszkamy w Brwinowie, więc podróż bo szpitala to prawdziwa wyprawa. Ale na Bemowie natrafiliśmy na poranny szczyt - wspomina pani Agata. Wtedy akcja porodowa nabrała tempa. - Wiedziałam już, że nie dojedziemy do szpitala - drżącym głosem dodała pani Agata.
Wtedy do akcji przystąpił jej mąż, którego miało nie być przy porodzie. Przerażony pan Tomasz pobiegł do urzędu po pomoc. Koleżanki wezwały panią Basię. Pamiętały, że jest położną. Kobieta nie wahała się ani chwili. - Pracowałam przez 15 lat na porodówce - mówi pani Barbara. - Dlatego od razu zbiegłam na parking, by pomóc. - Właśnie dzięki niej zdołałam urodzić zdrowego synka. Byłam tak przerażona, że będą komplikacje, a ta kobieta mimo tak trudnych warunków poprowadziła poród jak należy. Przecież ja rodziłam na ulicy! Położna wzięła naszą kruszynkę w ramiona, odcięła pępowinę i owinęła w kocyk. Wszystko tak jak należało - mówi z wdzięcznością pani Agata.
Teraz Orzechowscy są szczęśliwymi rodzicami małego Michałka. - Bardzo dziękujemy pani Barbarze za pomoc. Nie wiadomo, jak to wszystko by się skończyło, gdyby nie ona - mówią wzruszeni Orzechowscy. A mały Michałek wyszedł z całego zdarzenia wcale nie najgorzej - jest honorowym mieszkańcem Bemowa i ma zapewnione miejsce w żłobku, a później w przedszkolu.