Wszystko wydarzyło się w centrum Otwocka w nocy z piątku na sobotę. W domu przy ul. Samorządowej bawiło się trzech mężczyzn i jedna kobieta, która od niedawna wynajmowała ten lokal. Biesiadnicy bawili się tak dobrze, że impreza przeniosła się na ulicę przed domem. Tam pijąca grupa spotkała przypadkowo przechodzącego ulicą Dariusza J. Zaprosili go do siebie. Nagle doszło do sprzeczki. 29-letni mężczyzna pokłócił się z Dariuszem J. Kłótnia szybko przekształciła się w karczemną awanturę.
Nie wiadomo, o co poszło, pewne jest natomiast, że młodszy z nich złapał za przyniesiony z mieszkania taboret i uderzył nim 52-latka w głowę. Ktoś z sąsiadów zadzwonił na policję i po pogotowie.
Lekarze przyjechali na miejsce błyskawicznie i natychmiast zaczęli reanimować ciężko rannego mężczyznę. Niestety, nie udało im się go uratować. Jeszcze przed przyjazdem służb pozostali uczestnicy imprezy uciekli. Został tylko 29-latek. Mężczyzna wmawiał mundurowym, że Dariusz J. zginął w wyniku wypadku.
- Początkowo próbował tłumaczyć przybyłym na miejsce funkcjonariuszom, że mężczyzna spadł z taboretu i stąd te obrażenia. Policjanci nie dali się zwieść tym zapewnieniom i dotarli do wszystkich, którzy byli w tym czasie w mieszkaniu - tłumaczy asp. Mariusz Mrozek (40 l.), rzecznik stołecznej policji.
Mundurowi ustalili, jak doszło do śmierci 52-latka. Nie wiadomo, co było motywem zbrodni. 29-latek twierdzi, że... niewiele pamięta, bo był pijany. - Mężczyzna usłyszał zarzut nieumyślnego spowodowania śmierci, za co może mu teraz grozić do 5 lat pozbawienia wolności - wyjaśnia asp. Mrozek. Nie trafił jednak do aresztu. Prokurator zastosował wobec niego jedynie policyjny dozór.