Włodzimierz Żelazko (74 l.) z Płocka (woj. mazowieckie) włożył całe serce, setki godzin pracy i oszczędności w to, by na skrawku ziemi przypominającej śmietnik stworzyć piękne miejsce, z którego korzystają też inni. Pan Włodzimierz i jego żona Zofia (82 l.) mieszkają w blokach przy ul. Lechmana. Tuż obok znajduje się ciąg garaży. Za nimi latami straszyła 200-metrowa parcela. Mężczyzna zwrócił się do Mazowieckiej Spółdzielni Mieszkaniowej, która jest jej właścicielem, o zgodę na użytkowanie ziemi. W zamian zobowiązał się uporządkować teren i posadzić na nim roślinność. Porozumienie zawarto w 2017 r. i pan Włodzimierz ostro zabrał się do roboty. Szacuje, że do dziś na prace, materiały budowlane i roślinność wydał 112 tysięcy złotych!
Z ponurego miejsca stworzył przytulny zielony zakątek. - Żona od lat choruje na Alzheimera. To jedyne miejsce, gdzie może w spokoju przebywać – mówi. Niedawno pan Żelazko dostał pismo - spółdzielnia zażądała zwrotu terenu, argumentując, że został on skażony. - Za płotem działa zakład segregacji odpadów – wyjaśnia mężczyzna. - Jakiś czas temu obok „naszej” działki był pożar składowanych tam opon. Potem przyszło to pismo ze spółdzielni o skażeniu - dodaje.
Emeryt zlecił badania gruntu. Właśnie dostał wyniki. - Teren jest czysty – pokazuje ekspertyzę. - Moim zdaniem ta działka ma być przeznaczona pod rozbudowę firmy zajmującej się odpadami. To szokujące - w środku osiedla? – pyta retorycznie.
Prezes spółdzielni mieszkaniowej nie znalazł czasu na rozmowę z „Super Expressem”.