Spór między mieszkańcami zaczął się, gdy na osiedlu stanął piękny ogrodzony blok. Ale deweloper nie pomyślał o miejscu zabaw dla dzieci przyszłych mieszkańców. Jedyny w okolicy jest przy blokach sąsiednich – więc naturalnie dzieciaki z osiedla tam się spotykają. Ale niektórym rodzicom zaczęło to przeszkadzać! – Byli mieszkańcy na skargę. Powiedzieli, że nie życzą sobie, by na placu bawiły się dzieci z bloku obok. Bo jest za głośno, a bałagan oni muszą sprzątać - mówi Adam Szymonik, wiceprezes Żyrardowskiej Spółdzielni Mieszkaniowej.
Zarządca bloku przy ul. Środkowej wywiesił więc kartkę: „W związku ze skargami mieszkańców bloków spółdzielczych prosimy rodziców, aby korzystali z innych placów zabaw”. Ktoś natychmiast dopisał: „A spółdzielczym powietrzem możemy oddychać?”.
- Paranoja. To gdzie te nasze dzieci mają się bawić? W okolicy nie ma innego placu zabaw. Dorośli, a kłócą się gorzej niż dzieci! – komentuje Justyna Dionisjew (26 l.), mieszkanka bloku przy Kościuszki, matka 8-letniego Dominika.
Wiceprezes spółdzielni zapewnia, że wyganiać maluchów z placu zabaw nie będzie. Rodzice muszą załatwić ten konflikt między sobą. - Rozmawiałem na temat kosztów utrzymania placu z administratorem sąsiedniego bloku, ale na razie nie doszliśmy do porozumienia - stwierdza Adam Szymonik.