Tragiczna śmierć złotej rączki z Rudy
Pan Jacek F. (†45 l.) z Rudy (woj. mazowieckie) uchodził za złotą rączkę w swojej okolicy. Naprawiał wiele rzeczy, ale najbardziej znał się na samochodach. Wszyscy znajomi korzystali z jego samochodowej wiedzy, bo często zlecali mu proste czynności jak wymiany oleju, opon, czy wymiany rozrządu i pasków klinowych.
Jacek swoją pracę wykonywał bardzo sumiennie, nigdy nikt po nim niczego nie poprawiał. Pomimo wielu zalet mężczyzna nie dbał o swoje bezpieczeństwo podczas wykonywania zleconych napraw. W trakcie pracy w garażu palił papierosy, zostawiał gdzieś narzędzia, które później długo szukał. Dwa lata temu między wirujące koła zębate włożył rękę. Stracił wtedy dwa palce lewej dłoni.
Czytaj dalej pod materiałem wideo.
Ostatnie zlecenie Jacka. Ojciec przybiegł na ratunek
W grudniu ubiegłego roku Jacek miał zmienić w aucie znajomego olej i pasek klinowy.
– Przyprowadził pojazd do mojego garażu, podniósł przód samochodu i zabrał się do roboty. Po wymianie oleju i założeniu nowego paska uruchomił silnik. Wsunął się pod samochód na specjalnej leżance, by sprawdzić, czy pasek nie jest za luźny – opowiada Jerzy F. (65 l.) ojciec Jacka.
Prawdopodobnie chciał się na leżance podciągnąć bliżej przodu samochodu i wtedy stało się najgorsze. Luźny rękaw kurtki dostał się między pasek, a wirujące koło wału korbowego. Jackiem szarpnęło i wpadł głową w dół do odkrytego kanału. Zdążył jeszcze tylko krzyknąć o - "k….., co się dzieje".
- Byłem w tym czasie na podwórku i co sił pobiegłem do garażu. Odjechałem autem do tyłu i zabrałem się do wyciągania syna z kanału, który głowa rąbnął w metalowa poprzeczkę. Coś mówił pod nosem ale nic nie rozumiałem. Z kuzynem zanieśliśmy go do domu, bo to kilka metrów. Syn miał potwornego guza na głowie i nie kontaktował z rzeczywistością. Trafił do szpitala gdzie zmarł podczas udzielania pomocy. To straszne jak ojcu przyjdzie przeżyć swoje dziecko – płacze pan Jerzy.