Paweł Rogala mieszka przy ul. Bohaterów na Białołęce razem ze schorowanym 86-letnim ojcem, żoną Beatą (35 l.), synem Krzysiem (11 l.) i córką Konstancją (5 miesięcy). Doskonale pamięta jesień ubiegłego roku i dzień, który wywrócił do góry nogami ich świat. - Zobaczyłem przez okno człowieka w kasku, który chodził po posesji. Wyszedłem zapytać, co tam robi i usłyszałem, że przyszedł wyburzać nasze magazyny - opowiada pan Paweł. Zszokowany mężczyzna poszedł do adwokata. Tak dowiedział się, że przez jego działkę przejdzie budowana przez PKP estakada, która zastąpi przejazd kolejowy przy ul. Klasyków.
Grom z jasnego nieba
Buldożery udało się powstrzymać, lawiny szokujących informacji już nie. - Poszedłem do PKP i dowiedziałem się, że w grudniu 2008 roku wojewoda podjął decyzję o wywłaszczeniu nas z tej działki - mówi pan Paweł, który nie może pojąć, jakim cudem postawiono ich przed faktem dokonanym. - Nikt nie przyszedł do nas, nie poinformował o tych planach, nie wycenił gruntu, nie zaproponował odszkodowania, nie dał nam szans na reakcję - dodaje.
PKP: teren był niezamieszkany
Okazuje się, że urzędnicy wojewody i działu inwestycji w PKP PLK po prostu... nie wiedzieli o istnieniu rodziny i ich domu. Zawinił bałagan w dokumentach i fatalny przepływ informacji. - Nie mieliśmy podstaw do rozmów o odszkodowaniu, bo w księdze wieczystej figuruje Skarb Państwa. Według ewidencji gruntów na Białołęce teren jest z kolei niezamieszkany - tłumaczy Robert Kuczyński, rzecznik Centrum Realizacji Inwestycji w PKP PLK. Wszystko przez to, że teren, który po wojnie dostał dziadek pana Pawła - repatriant, na zmianę odbierano i zwracano rodzinie. Dopiero w lutym dostała ona decyzję potwierdzającą jej prawo do tego gruntu. Państwo Rogala nie zdążyli nawet wystąpić do sądu o uznanie ich własności. Ich eksmisja miała odbyć się wczoraj rano. Na szczęście po interwencji "Super Expressu" warunkowo ją odłożono. Dzięki temu mogą mieć cień szansy na jakieś odszkodowanie.