Wiadomo, że Paweł Ż. dzwonił do żony w trakcie postoju w okolicach węzła Konotopa. Policja ustaliła, że szara skoda, którą podróżował, dwa razy zjechała w tej okolicy z autostrady A2 - najpierw w drodze do Warszawy, a następnie, kiedy wracał do Grodziska Mazowieckiego. Jednak poszukiwania chłopca w tym terenie na razie nie przyniosły efektu.
Paweł Ż. spędził podczas postoju łącznie 40 minut. Część czasu poświęcił na rozmowę telefoniczną z żoną, do której doszło około godz. 18. Wtedy to miał przekazać aparat synkowi. Tuż po rozłączeniu się, ojciec Dawidka wymienił jeszcze kilka wiadomości z Julią. To właśnie podczas rozmowy na komunikatorze, miał napisać jej, że już nigdy nie zobaczy syna. Od tamtej pory, nie odbierał ani wiadomości, ani połączeń. W dodatku nie kontaktował się z innymi osobami. Ostatnim śladem jego życia było nagranie z monitoringu, kiedy około godz. 19 wjeżdżał do Grodziska. Później mężczyzna udał się do kościoła, pomodlił się, poszedł na tory i rzucił pod pociąg.
- Okoliczności wskazują, że mężczyzna działał w sposób zaplanowany - powiedział Łukasz Łapczyński z Prokuratury Okręgowej w Warszawie. Wskazuje na to choćby fakt, że Paweł Ż. już dwa tygodnie wcześniej przestał pojawiać się w pracy, nie podał przy tympowodu swojej nieobecności.
Teraz śledczy czekają na profil psychologiczny Pawła Ż. Pomoże on wyjaśnić sposób działania i motywy mężczyzny.