WSZYSTKO DOKŁADNIE ZAPLANOWAŁ

Paweł Z. wmówił wszystkim, że chce oddać matce nerkę. Uciekł z polskiego więzienia do Norwegii

2024-08-02 5:30

Historia zbrodni i porachunków gangstera sięga końca ubiegłego wieku. Paweł Z. oddając kilka strzałów z broni palnej, zabił swojego kupla od lewych interesów Jacka G. oraz jego ciężarną partnerkę − Katarzynę K. a później wzniecił pożar w ich mieszkaniu przy ul. Okocimskiej 7 w Warszawie. Poszukiwany mężczyzna rok później został skazany na karę dożywotniego pozbawienia wolności. Uciekł z więzienia w 2014 roku.

Jacek G. był znanym w półświatku handlarzem kradzionymi samochodami w stolicy. Zaczynał przy „Pershingu”, by w miarę upływu lat uzyskać samodzielność w fachu. W latach 90. poznał o kilka lat młodszą Katarzynę K. Zakochał się w niej na zabój, a ta – zaszła dla niego w ciążę. Jego życie było niemalże idealnym przykładem spełnienia się gangsterskiego snu. Zaczynał u bossa, by później otworzyć własny nielegalny biznes. Miał wszystko, o czym mógł zamarzyć w tamtym momencie. To wszystko przerwał Paweł Z. ps. "Załen", którego poznał w 1998 roku.

Mężczyźni zaczęli działać razem. Paweł Z. wynajął koledze swój garaż. Jak podaje „Życie Warszawy”, interes gangsterów szedł nieźle do czasu, gdy "Załen" trafił do aresztu. Wtedy Jacek G. przestał płacić za wynajem "dziupli". Paweł Z. wyszedł w końcu na wolność i domagał się natychmiastowego zwrotu pieniędzy. Chciał otrzymać 12 tys. zł niespłaconego komornego. − Spie****aj, jesteś nikim − miał mu odpowiedzieć Jacek G. Te słowa zadziałały na Pawła, jak płachta na byka. Kilka dni później pożyczył od kolegów pieniądze na pistolet i stwierdził, że załatwi sprawę po swojemu.

Pod koniec 1999 roku Paweł Z. zabił Jacka G. oraz jego partnerkę Katarzynę K. Wszystko działo się w bloku przy ul. Okocimskiej 7 na Woli. Poszukiwany przez wiele lata gangster wszedł do mieszkania swojego byłego współpracownika, jak do siebie.

Warszawa, Wola. Zabił swojego kolegę i jego ukochaną. Z więzienia uciekł do Norwegii

Dawaj pieniądze − rzucił od razu po przekroczeniu progu lokalu. − Nic ode mnie nie dostaniesz − miał odpowiedzieć Jacek G. W tym momencie "Załen" oddał kilka strzałów w kierunku Jacka G., a później − w kierunku jego ciężarnej partnerki. Po zabójstwie ukradł ich samochody i telefony. Następnie, by zatrzeć wszystkie ślady swojej zbrodni, podpalił ich mieszkanie.

Tego samego dnia spotkał się z innym kumplem, opowiedział mu, co zrobił i przypomniał sobie, że mógł zostawić w łazience odcisk palca. Dlatego z przyjacielem wrócił na miejsce zbrodni, rozlał perfumy i podpalił. Nie wiedzieli, że ogień szybko zgasł.

Kilkanaście minut po tym dramacie, sąsiedzi wezwali na miejsce straż pożarną. Strażacy wyważyli drzwi od mieszkania na trzecim piętrze. W mieszkaniu tliła się podłoga, wnętrze było zakopcone, ale nic więcej nie spłonęło. Ciało Jacka G. leżało w wannie. Kobiety – na łóżku w pokoju. Jak przekazywała wówczas "Gazeta Wyborcza" – policjanci nie mieli wątpliwości, że zabójstwo było egzekucją. Śledztwo prowadziło funkcjonariuszy do kilkuosobowego lokalnego gangu z Ursusa. Jego członkowie żyli z kradzieży samochodów i handlu narkotykami.

Paweł Z. wpadł dopiero rok później, w maju 2000 roku. Po krótkim procesie skazano go na karę dożywotniego więzienia z możliwością ubiegania się o warunkowe, przedterminowe zwolnienie dopiero po 30 latach. Mężczyzna trafił za kratki, jednak nie próżnował… obmyślał plan ucieczki. Taka okazja pojawiła się kilkanaście lat później, w 2014 roku, w wakacje. Wówczas stało się coś kompromitującego ówczesny wymiar sprawiedliwości.

Sąd zgodził się na przerwę w odbywaniu kary Pawła Z. Z nieoficjalnych informacji wynika, że przestępca miał trafić na przepustkę, bo chciał zostać dawcą nerki dla swojej bardzo chorej matki. "Wyszedł z uwagi na ważne względy rodzinne" – brzmiał lakoniczny komunikat służb do mediów. Jednak po wyjściu z zakładu karnego "Załen" uciekł, wyjechał z Polski i od tamtej pory ukrywał się poza granicami. A jego matka? Zmarła w szpitalu.

Przed świętami Bożego Narodzenia w 2019 r. Komenda Sołeczna Policji przeprowadziła nietypową akcję. Na stronie internetowej i w mediach społecznościowych zamieszczono grafikę z choinką i trzema dużymi bombkami. W nie wkomponowano zdjęcia poszukiwanych przestępców.

"Nikt nie powinien spędzać świąt samotnie i w ukryciu. Masz informacje na temat miejsc pobytu Mariusza vel Noah, Marka lub Pawła? Daj nam znać! Skontaktujemy ich ze Świętym Mikołajem, a gdyby nie miał dla nich prezentów, sami się nimi zaopiekujemy" – apelowali policjanci. W tej trójce był Paweł Z.

Dopiero w 2021 roku trop zaprowadził funkcjonariuszy do Skandynawii. Ostatecznie norwescy i polscy funkcjonariusze połączyli siły i dokonując sprawdzenia "krok po kroku", ustalali kolejne miejsca pobytu poszukiwanego mężczyzny. W połowie czerwca 2021 roku policja norweska wraz z grupą antyterrorystów zatrzymała poszukiwanego Pawła Z. na ulicy w norweskim Bergen.

W połowie czerwca policja norweska przy udziale grupy kontrterrorystów zatrzymała poszukiwanego na jednej z ulic w miejscowości Bergen. Poszukiwany podczas zatrzymania nie przyznawał się do swojej tożsamości i podawał inne dane personalne. Jednak przeprowadzone czynności identyfikacyjne potwierdziły jego prawdziwą tożsamość − przekazywało wówczas w komunikacie biuro kryminalne Komendy Głównej Policji. W tej sytuacji decyzja o ekstradycji do Polski była tylko formalnością. "Załen" ponownie trafił za kratki, gdzie siedzi do dzisiaj.

Chciał oddać matce nerkę. Uciekł z polskiego więzienia do Norwegii. Zabił na warszawskiej Woli

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki