Chwilę przed godziną 22, 10 maja, policjanci z Ursynowa zostali powiadomieni o kolizji drogowej. Po dotarciu na miejsce zauważyli biały autobus z uszkodzonym przodem i przednią szybą. Auto stało w przydrożnym rowie, koło słupa oświetleniowego. – Za kierownica siedział przymroczony alkoholem kierowca. Wyczuwalna była od niego silna woń alkoholu – przekazał podkom. Robert Koniuszy z mokotowskiej policji.
Wewnątrz autobusu policjanci odnaleźli również przestraszoną 78-latkę. Pasażerka oświadczyła funkcjonariuszom, że nic jej się nie stało. – Kobieta podróżowała z kierowcą od przystanku Wilanowska. Na przyjazd autobusu czekała ponad godzinę – dodaje policjant.
CZYTAJ RÓWNIEŻ: Był tak pijany że nie dał rady zjechać z Trasy Siekierkowskiej na Wał Miedzeszyński
Pasażerka pomyślała, że kierowca się spóźnił, bo się źle poczuł. Jej zdaniem wyglądał blado.
Po przejechaniu pewnego odcinka drogi, pijany 64-latek stracił panowanie nad pojazdem, zjechał na pobocze, uderzył w metalowe barierki, przebił je i zatrzymał się na słupie oświetleniowym.
Na miejscu zdarzenia pojawił się nasz reporter. – Kierowca był pijany. Jechał chwile po ścieżce rowerowej, pościnał drogowe znaki. W środku autobusu przebywała jedna pasażerka, która najpierw została przebadana przez zespół ratownictwa medycznego, a później zabrano ją na przesłuchanie. Kierowca miał 2.5 promila alkoholu, chociaż według nieoficjalnych informacji, mógł mieć nawet 4. Pił w trakcie jazdy. Obok niego znaleziono puszkę po piwie – przekazał dziennikarz „Super Expressu”.
NIE PRZEGAP: Autobus runął z mostu. Oni byli pierwsi na miejscu katastrofy
Kierowca nie potrafił odpowiedzieć, co się wydarzyło. – Mówił niewyraźnie, nielogicznie. Bełkotał. Został zatrzymany i trafił do policyjnego aresztu – skwitował policjant.
64-latek usłyszy zarzuty kierowania pojazdem w stanie nietrzeźwości oraz spowodowania zagrożenia bezpieczeństwa w ruchu drogowym. Grozi mu nawet 2 lata więzienia i wysoka grzywna. Jedno jest pewne, na długie lata pożegna się z zawodem kierowcy.