Joanna Beszczyńska, mama 2,5-letniej Laury, chciała zapisać w tym roku córeczkę do miejskiego żłobka przy ul. Chyliczkowskiej 47. Jej plany pokrzyżowały jednak władze miasta. Na sesji rady zamknęły ten jedyny państwowy żłobek. - To wyjątkowa bezczelność. Przecież nie wszystkich stać na posłanie dziecka prywatnie - komentuje. Do żłobka chodzi zaledwie 25 dzieci. Będzie on działać tylko do czerwca.
Urzędnicy likwidację tłumaczą kosztami. - Na jej utrzymanie rocznie wydajemy 600 tys. zł - mówi Krzysztof Kasprzycki, rzecznik prasowy Piaseczna. Jak przekonuje, budynek, w którym mieści się żłobek, jest w fatalnym stanie. - Kiedyś był to normalny dom jednorodzinny. Obiekt nie nadaje się do prowadzenia w nim placówki dla dzieci. W środku są małe pokoje, schody i wąskie korytarze. Poza tym wymaga kapitalnego remontu - tłumaczy. Władze miasta już dwa lata temu zapowiadały, że budynek zostanie gruntownie przebudowany i przystosowany do potrzeb maluchów.
Dlaczego teraz zmieniły zdanie? - Rozbudowa kosztowałaby nas aż 1 mln zł, a liczba miejsc zwiększyłaby się zaledwie o 15 - wyjaśnia rzecznik Piaseczna.
Rodziców te argumenty nie przekonują. - Postawiono nas przed faktem dokonanym. O miejsce w żłobku i tak już jest bardzo trudno - denerwuje się Joanna Beszczyńska.
Rzecznik miasta zapewnia, że wszystkie dzieci z ul. Chyliczkowskiej zostaną przeniesione. - Wykupimy dla nich miejsca w niepublicznych żłobkach. Rodzice nie będą musieli za nie dopłacać - deklaruje Krzysztof Kasprzycki. Obiecuje też pomoc pracownikom zlikwidowanego żłobka. - Rozumiemy, że znaleźli się w trudnej sytuacji. Będą mieli pierwszeństwo w przyjęciu do pracy gdzie indziej - zapowiada.