Piją i jadą, zero jakiejkolwiek refleksji. Nie przejmują się, że buzujące w ich krwi promile zamieniają jazdę samochodem w loterię. Niestety, zazwyczaj wypada w niej przegrana. W piątek nad ranem czterech mężczyzn tak dobrze bawiło się w jednym z klubów przy ul. Fredry, że zostali z niego wyrzuceni. Więc ok. godz. 4 wsiedli do czarnej toyoty i z impetem ruszyli przed siebie.
Sprawca brutalnego napadu na taksówkarza prosi o pomoc... mamusię!
Jednak kierowca osobówki był tak zamroczony, że wjechał pod prąd w ul. Wierzbową. Chwilę potem zderzył się z taksówką. - Badanie alkomatem kierowcy czarnej toyoty wykazało półtora promila alkoholu w wydychanym powietrzu. Kierowca taksówki został przewieziony do szpitala - mówi podkom. Piotr Świstak ze stołecznej policji.
Zakatował ojca dwójki dzieci: usłyszał wyrok
Jeszcze mniej odpowiedzialny okazał się kierowca przewozu osób. W czwartek wieczorem na ul. Bahttps://www.se.pl/warszawa/szokujaco-krwawy-wypadek-pod-warszawa-o-wlos-od-powaznego-skazenia-galeria-aa-aNmf-xt6M-E99y.htmlkalarskiej przy al. Krakowskiej dosłownie wjechał w taksówkę. Na szczęście nikomu nic się nie stało, jednak zarówno toyota przewozu osób jak i fiat z korporacji taksówkarskiej zostały zniszczone. Z masek samochodów została tylko pogięta blacha.
Znasz tych mężczyzn? Policja nie chce, aby samotnie spędzali święta...
Co miał na swoje usprawiedliwienie kierowca toyoty? Nie wiadomo, bo uciekł z miejsca wypadku. W samochodzie zostawił jednak wiele mówiące ślady. - Kierowca prawdopodobnie mógł być pod wpływem alkoholu, bo w aucie zostały odnalezione butelki po alkoholu – stwierdza Piotr Świstak.