Około godz. 4 rano w ogniu stanęła nagle elewacja bloku. - Obudził mnie straszny huk, jakby wybuch. Przez okno zauważyłam strzelające z góry płomienie. Klatka schodowa w naszym pionie była tak zadymiona, że nie dało się na nią wejść. Wszędzie było dosłownie czarno - opowiada dramatyczne wydarzenia Elżbieta Szadujkis (69 l.), lokatorka spalonego budynku.
Mieszkania w pionie, w którym wybuchł pożar, oraz sklep na parterze zostały poważnie zniszczone. Właściciele lokali nie mogli wczoraj do nich wrócić. Na szczęście na wysokości zadania stanęła administracja osiedla.
- Wszyscy poszkodowani mają już zapewnione hotele, na bieżąco też pomagamy, jeśli chodzi o podstawowe potrzeby, takie jak ubrania na zmianę czy posiłki. W akcję pomocy włączyła się też pobliska szkoła - relacjonuje Grażyna Wiśniewska (56 l.), prezes Zarządu Spółdzielni Mieszkaniowej, do której należy budynek. Już kilka godzin po pożarze było wiadomo, że ogień nie pojawił się przypadkowo. Ze wstępnych ustaleń wynika, że ktoś podpalił styropian składowany w przejściu pod blokiem, który miał zostać użyty do jego ocieplania. Policjanci zatrzymali wczoraj trzy osoby. Wszystko wskazuje na to, że to podpalacze. Nie zostali jednak przesłuchani.
- Zatrzymane osoby były pod wpływem alkoholu, więc nie mogliśmy z nimi przeprowadzać żadnych czynności. Dziś zostaną przesłuchane. Z naszych ustaleń wynika, że to prawdopodobnie te osoby przyczyniły się do pożaru - relacjonuje asp. Mariusz Mrozek (40 l.) ze stołecznej policji. Jeśli usłyszą zarzut narażenia życia wielu osób, mogą trafić za kraty nawet na 10 lat.