Jest kilkanaście minut po godz. 8 rano w niedzielę. Łukasz M. pędzi firmowym citroenem ulicą Marynarską w kierunku Ochoty. Kiedy mija ulicę Taśmową, traci panowanie nad kierownicą i z piskiem skręca w prawo, na pobocze drogi. Auto kosi miejską latarnię. Słychać huk wybijanych szyb i zgrzyt pękającej blachy. Tylko cudem słup nie przeciął auta na pół. Rozpędzony citroen berlingo zjeżdża dalej w dół po skarpie. Samochód koziołkuje. Na szczęście auto zatrzymuje się na drzewie rosnącym na nasypie. To ratuje mężczyznę przez pewną śmiercią.
Chwilę po wypadku na miejscu zjawia się policja, straż pożarna i straż miejska. Drogówka blokuje ulicę Taśmową na czas podnoszenia samochodu. - Na miejscu zjawiły się dwa zastępy straży pożarnej - mówi Grzegorz Trzeciak z biura prasowego Komendy Miejskiej Państwowej Straży Pożarnej. - Akcję rozpoczęliśmy od wyciągnięcia mężczyzny zakleszczonego we wraku auta. Było ryzyko, że samochód zacznie się za chwilę staczać w dół - kończy Trzeciak.
Tylko cudem pijany kierowca przeżył. - Z opinii lekarzy wynika, że Łukasz M. nie doznał żadnych ciężkich obrażeń. Po wyjściu z samochodu skarżył się tylko na ból obojczyka - mówi Mariusz Mrozek z Komendy Stołecznej Policji.
Ranny trafił do szpitala. Teraz straci prawo jazdy i stanie przed sądem za prowadzenie samochodu pod wpływem alkoholu. Łukaszowi M. grozi nawet dwa lata za kratami.