Pijany policjant pędził kabrioletem przez Kobyłkę. Uderzył w słup, dwie osoby zginęły. Policjant uciekł z miejsca wypadku
Ten wypadek zbulwersował całą Polskę. Policjant, który powinien świecić przykładem, prowadził po pijanemu samochód i wiózł pasażerów w niebezpieczny sposób, a gdy spowodował śmiertelny wypadek, uciekł. Teraz zbliża się proces Adriana B. i drugiej osoby, która po tragedii zbiegła. Co wydarzyło się w lipcu ubiegłego roku w Kobyłce przy ulicy Ręczajskiej? Nietrzeźwy policjant po służbie zabrał kilka osób na przejażdżkę kabrioletem. Ponieważ były tam miejsca tylko dla kierowcy i pasażera, dwie kolejne osoby... posadził na bagażniku. Jazda mercedesem SL500 zakończyła się na słupie. Dwie osoby siedzące na bagażniku zginęły, a Adrian B. i pasażer, który siedział obok niego, uciekli. Zostali jednak szybko zatrzymani. W organizmie policjanta wykryto 1,37 promila alkoholu. Były już funkcjonariusz usłyszał zarzut kierowania pojazdem w stanie nietrzeźwości, spowodowania wypadku ze skutkiem śmiertelnym, ucieczki z miejsca wypadku i nieudzielenia pomocy, za co grozi mu do 12 lat więzienia. Pasażer, który także uciekł, usłyszał zarzut nieudzielenia pomocy.
"To był kabriolet z miejscami tylko dla kierowcy i pasażera, w związku z tym mogły nim podróżować jedynie dwie osoby"
Jak informuje teraz PAP, proces w tej sprawie ruszy 12 kwietnia. Prokuratura Rejonowa w Wołominie skierowała do sądu akt oskarżenia w tej sprawie. "Dotyczy on dwóch podejrzanych. Jednym z nich jest Adrian B., który jak ustalono w śledztwie kierował samochodem. Przekroczył prędkość prawie dwukrotnie, bo jechał 93 km/h" - powiedziała prokurator Katarzyna Skrzeczkowska, rzeczniczka Prokuratury Okręgowej Warszawa-Praga. "To był kabriolet z miejscami tylko dla kierowcy i pasażera, w związku z tym mogły nim podróżować jedynie dwie osoby. Tych dwóch mężczyzn, którzy podróżowali na bagażniku na łuku drogi wypadło z pojazdu i uderzyło w betonowy słup. Niestety zginęli" - dodała.