W piątek (3 stycznia) śmiertelnie potrącił, a kilka dni później został już tymczasowo aresztowany. Andrzej K. usłyszał zarzuty spowodowania wypadku ze skutkiem śmiertelnym, ucieczki z miejsca zdarzenia i złamania sądowego zakazu prowadzenia pojazdów. Podczas posiedzenia aresztowego podejrzany nie okazał skruchy – unikał odpowiedzi na pytania i trzymał głowę nisko.
Dziennikarze "Polityki" ustalili, że lista przestępstw 43-latka jest długa. Już w 2011 roku został ukarany za jazdę pod wpływem alkoholu, w kolejnych latach dopuszczał się kradzieży, znęcania się nad bliskimi, naruszania nietykalności policjantów i posiadania narkotyków. W 2023 roku ponownie przyłapano go na prowadzeniu po alkoholu – mimo to dostał tylko zakaz prowadzenia i prace społeczne.
W 2024 roku został skazany za pomoc w nielegalnym przekroczeniu granicy – otrzymał 10 miesięcy więzienia, ale sąd odroczył wykonanie kary do 16 stycznia, uznając, że mężczyzna "przestrzega porządku prawnego i opiekuje się synem". Miał trafić do zakładu karnego 12 dni po potrąceniu 14-latka.
Jak ustaliła prokuratura, Andrzej K. po potrąceniu Maksyma na ul. Ordona, wyjechał z Warszawy, ukrył pojazd, którym podróżował, a następnie pił alkohol z członkiem rodziny. − Podejrzany nie do końca zdaje sobie sprawę z tego, co się stało, i nie jest w stanie sam w to uwierzyć − mówił prok. Piotr Antoni Skiba z Prokuratury Okręgowej w Warszawie. Za spowodowanie śmiertelnego wypadku grozi mu nawet 20 lat więzienia.