We wtorek po południu komisarz wyborcza sędzia Dorota Tyrała ogłosiła, że PKW pozytywnie zweryfikowała 166 tys. podpisów pod referendum w sprawie odwołania Hanny Gronkiewicz-Waltz i ustaliła termin głosowania dla warszawiaków na 13 października. Nic więc dziwnego, że liderzy Warszawskiej Wspólnoty Samorządowej z burmistrzem Ursynowa Piotrem Guziałem na czele do późnego wieczora debatowali o tym, co dalej. Po "burzy mózgów", około godz. 21 przyszedł czas na świętowanie. Prosto z ursynowskiego ratusza burmistrz Guział udał się bowiem do sklepu, gdzie kupił... piwo.
- Tylko dwa kupiłem - śmieje się Guział. - Na studiach w Niemczech przyzwyczaiłem się traktować piwo jak kompot. Na razie tylko takim toastem uczciłem ogłoszenie terminu referendum przez PKW. Na szampana przyjdzie czas, gdy referendum się powiedzie - dodaje.
Hucznego oblewania sukcesu jednak nie było. Wczoraj w południe lider WWS w pełnej dyspozycji stawił się przed dziennikarzami ze sztabem ludzi pracujących przy zbieraniu podpisów. I wezwał Hannę Gronkiewicz-Waltz do debaty o Warszawie, m.in. o polityce kadrowej, cięciu wydatków na sport i kulturę czy niespełnionych obietnicach wyborczych. A prezydent? Stwierdziła, że sama zadba o prezentację swoich dokonań z ostatnich 7 lat. WWS ma dwa miesiące, by zmierzyć się z powszechnym w Platformie Obywatelskiej stanowiskiem, że referendum należy zbojkotować. Politycy PO liczą, że ich elektorat pozostanie w domach. WWS - na wsparcie niezameldowanych w stolicy, których namawia do wpisania się do rejestru wyborców.
By głosowanie było ważne, musi w nim wziąć udział blisko 390 tys. warszawiaków. - Wystarczy, że ci, którzy podpisali się pod wnioskiem, a więc co najmniej 166 tys. osób, zmobilizują swoje rodziny - wylicza Guział. Polityków PO, którzy mówili o bojkocie głosowania, nazywa zdrajcami demokratycznych ideałów, prezydenta RP "trybikiem" w politycznej machinie, broniącym partyjnej koleżanki, a abp. Józefa Kowalczyka, który uznał, że nieobecność na głosowaniu to nie grzech - "obywatelem obcego państwa".