Sierżant Marek Zalewski (29 l.) omal nie zginął na służbie! Wszystko wydarzyło się wczoraj około godz. 13 na Wale Miedzeszyńskim przy skrzyżowaniu z ul. Cyklamenów. Policjanci zauważyli pędzącego motocyklistę. Radar pokazał, że mężczyzna gnał na złamanie karku prawie 130 km na godz. Sierżant Zalewski wyszedł na pas i lizakiem kazał motocykliście zjechać na pobocze.
Pirat drogowy najpierw zwolnił, tak jakby chciał się zatrzymać. Kiedy był kilkanaście metrów przed funkcjonariuszem, gwałtownie dodał gazu i z ogromną prędkością uderzył w sierżanta. Przez kilka metrów policjant jechał przewieszony przez kierownicę pojazdu. W końcu motocykl przewrócił się na bok, a ranny funkcjonariusz odtoczył na bok.
Na miejscu natychmiast pojawiła się karetka pogotowia i dodatkowe patrole policji. Szalonym motocyklistą okazał się Łukasz S. (26 l.). Był trzeźwy. Próbował uciec prawdopodobnie dlatego, że nie miał prawa jazdy na motocykl. Szaleniec natychmiast trafił na komendę. Karetka odwiozła rannego policjanta do szpitala. Okazało się, że miał dużo szczęścia.
- Nasz funkcjonariusz uskarżał się na ból kręgosłupa i brzucha. Jest też mocno potłuczony, ale na szczęście jego życie nie jest zagrożone. Od razu trafił do szpitala na obserwację. Mamy nadzieję, że jak najszybciej do nas wróci - tłumaczył Maciej Karczyński (37 l.), rzecznik stołecznej policji.
Łukasz S. najprawdopodobniej odpowie za naruszenie nietykalności policjanta. Może trafić za kratki nawet na 10 lat.