Na parapecie, w rogach ścian, wszędzie tam gdzie mogą przezimować. Biedronki azjatyckie szukają schronienia przed zimnymi miesiącami. Jest ich mnóstwo i nie są przyjazne jak ich polskie odpowiedniki. Ludzie się ich boją i jak się okazuje, mają powody.
CZYTAJ TEŻ: Po alkoholu, z 3-letnią córką na tylnym siedzeniu i bez fotelika! Kierowca uciekał przed policją
- Ostatnio aż zdębiałam. Weszłam do domu, a w nim stado tych biedronek. Obsiadły mnie i zaczęły gryźć. Przyznam szczerze, że się nie lada wystraszyłam – opowiada Renata Jaskólska (67 l.), emerytka z Warszawy mieszkająca na Pradze-Południe
Specjaliści nie kryją, że biedronki azjatyckie rzeczywiście mogą być groźne.
- Po naciśnięciu wydzielają bardzo silne alergeny, które mogą być niebezpieczne zwłaszcza dla osób uczulonych. Zdarza się też, że rzeczywiście gryzą. Są niebezpieczne zwłaszcza dla małych dzieci – tłumaczy prof. dr hab. Stanisław Ignatowicz, entomolog z SGGW.
Jak rozpoznać biedronkę azjatycką? Owady te są zazwyczaj żółte, pomarańczowe, czerwone, a nawet czarne. Swoim kształtem i wielkością przypominają polską biedronkę siedmiokropkę, chociaż mogą mieć znacznie więcej kropek. W niektórych przypadkach nawet 23.
A jak je zwalczać? - Przede wszystkim tylko w pomieszczeniach zamkniętych. Najlepiej zastosować oprysk, który wykona profesjonalna firma – mówi prof. Ignatowicz.
Walka z owadami z Dalekiego Wschodu może być jednak nierówna, bo można śmiało mówić o pladze.