W kolejkach do lekarzy specjalistów pacjenci przeżywają horror. Załamują się, słysząc w rejestracji, że kardiolog przyjmie ich, ale w... listopadzie. - Na wizytę u diabetologa czekałam cztery miesiące. Próbowałam na Chmielnej zapisać się do endokrynologa, ale tam zapisy na pierwsze półrocze się skończyły, a na drugie nie wiadomo kiedy będą - mówi Grażyna Opalińska (60 l.), emerytka. - Niestety, na Banacha do endokrynologa można się zapisać, ale wolne terminy są dopiero na listopad - kończy kobieta.
Wyjątkowo ciężko jest dostać się do kardiologów i endokrynologów. - Rejestrowałem swoją wizytę u kardiologa w styczniu, a wolne terminy są dopiero za pół roku - mówi Eustachy Łabaj (70 l.). - Podobnie jest u okulisty. Potrzebne są regularne zapisy, przecież chorzy ludzie nie mogą czekać miesiącami na badanie - denerwuje się.
Patrz też: Projekt ustawy: Chorzy będą leczeni przez telefon
- Czas oczekiwania na kardiologa wynosi 83 dni, natomiast na endokrynologa - 77. W przypadku gdy ten czas jest dłuższy niż 90 dni, pani w recepcji podaje numer do NFZ, gdzie pacjent może sprawdzić placówkę, w której zostanie przyjęty wcześniej - informuje Jarosław Buczek, rzecznik Centralnego Szpitala Klinicznego MSWiA przy Wołoskiej.
Ostatecznym wyjściem dla tych, którzy nie mogą czekać na wizytę miesiącami, są prywatne przychodnie, w których lekarze przyjmą nas nawet dziś czy jutro. Ale w nich trzeba za wizytę słono zapłacić. - Kogo stać na takie opłaty? Przecież w Warszawie nie mieszkają sami bogacze. Ja ze swojej emerytury ledwo wiążę koniec z końcem, a wydatek na prywatnego lekarza by mnie po prostu zrujnował - mówi Eustachy Łabaj. - Teraz jest tak, że jak się nie ma pieniędzy, to zostaje tylko umrzeć w kolejce do lekarza - dodaje załamany.