Trasa Łazienkowska, godz. 16. Sznur samochodów stoi w gigantycznym korku. Arteria jest kompletnie zablokowana od ulicy Wawelskiej aż po Ostrobramską. Prędkość aut nie jest wyższa niż 15 kilometrów na godzinę. Kierowców trafia szlag, że nie mogą jeździć tak, jak w czasie dwóch tygodni zimowych ferii. - Przejazd przez miasto to tragedia - załamuje się Marek Młochow (51 l.), taksówkarz. - W czasie ferii trasę z Grochowa na Wolę pokonywałem w 20 minut. A teraz wlokę się w żółwim tempie ponad godzinę! - denerwuje się.
Nie lepiej jest na innych ulicach. Monstrualne korki sparaliżowały Górczewską, Modlińską, Powązkowską, Towarową czy Radzymińską.
Patrz też: Czy mamy sobie tu sami odśnieżyć?
Koszmar przeżywają też pasażerowie komunikacji miejskiej. Przez uczniów i studentów, którzy wrócili z zimowego lenistwa, jazda autobusem czy tramwajem przypomina ścisk sardynek w puszce. - Gehenna i koszmar! - wzdycha Marta Kwiatkowska (26 l.), lekarka, którą spotkaliśmy w zatłoczonym autobusie linii 125. - Jeszcze przed weekendem podczas powrotów z pracy do domu na Tarchomin mogłam przebierać w miejscach siedzących. Teraz pozostaje mi się cieszyć, że w ogóle udało mi się wcisnąć do zatłoczonego autobusu! - mówi rozgoryczona.