Ratusz sam ukręcił na siebie bat. Skutek horrendalnych podwyżek będzie odwrotny od promowanej przez niego miłości do komunikacji miejskiej. Nawet jeśli warszawiacy po 16 sierpnia masowo nie przesiądą się do aut, zrobią to mieszkańcy podwarszawskich miejscowości i wszyscy utkniemy w gigantycznych korkach. Już dziś ostrzegają, że nie będzie im się opłacać jeździć autobusami, bo kupowane przez nich bilety dwustrefowe podrożeją najbardziej. Niektóre nawet o 100 proc.!
Liczby nie kłamią. O ile kosztujący dziś 2,80 zł bilet jednorazowy w pierwszej strefie podrożeje do 3,60 zł, a docelowo w 2014 roku do 5,20 zł, to mieszkańcy strefy podmiejskiej zapłacą za niego już nie 4,20 zł, a 5,60 zł, a po 2014 roku aż 8,40 zł, czyli 100 proc. więcej! Posiadacze tak promowanych przez Ratusz biletów długookresowych będą mieli jeszcze gorzej. Bilet 30-dniowy będzie kosztował nie 116 a 156 zł, a po 2014 roku aż 220 zł. Za 90-dniowy zapłacą nie 290 a 370 zł, a docelowo aż 550 zł. Dla porównania 30-dniowy bilet na I strefę podskoczyć ma z 78 zł do 90 zł, a po 2014 roku do 112 zł. 90-dniowy podrożeje ze 196 zł obecnie do 220 zł, a potem do 280 zł.
Nic dziwnego, że mieszkańcy Legionowa, Józefowa, Piaseczna, Sulejówka, Pruszkowa - w sumie 29 gmin, do których dojeżdżają autobusy podmiejskie, grożą bojkotem komunikacji publicznej. - Nie chciałem stać rano w korkach, więc jeździłem autobusem, ale jeśli te bilety aż tak podrożeją, to wyprowadzę auto z garażu, bo to zwyczajnie będzie się bardziej opłacać - mówi Robert Sobiech (25 l.), prawnik z Józefowa.
Urzędnicy tłumaczą, że podmiejskie bilety muszą być droższe, bo podwarszawskie miejscowości dopłacają do nich mniej niż Ratusz. Uparcie twierdzą, że nikt do samochodów się nie przesiądzie. - Dziś benzyna kosztuje 5 zł, jutro będzie kosztować 5,40 zł. Autobus ciągle będzie się opłacał - argumentuje Bartosz Milczarczyk (30 l.) z Ratusza.