Członkowie zarządów kilku dzielnic przygotowali pismo do prezydenta Warszawy Rafała Trzaskowskiego z pytaniem, dlaczego nie traktuje burmistrzów tak samo jak innych pracowników urzędu miasta. Trzaskowski od 1 marca 2023 - zgodnie z nowymi przepisami - przyznał pracownikom 5 proc. podwyżki do pensji. Podwyższył też zarobki kierownikom jednostek sportowych, teatrów czy OPS-ów. Burmistrzowie Bielan, Ochoty, Pragi-Północ i Ursusa (co istotne, 4 z 18 dzielnic) po miesiącu zapłakali: "A my?!". Bo Trzaskowski burmistrzom podwyżki na razie nie dał.
Prezydent Warszawy zarabia dziś 18,3 tys. zł brutto czyli 11,7 tys. zł na rękę co miesiąc. Burmistrzowie 18 dzielnic - niewiele mniej (16-17,5 tys. zł - w zależności od wielkości dzielnicy) wiceburmistrzowie - ok. 16 tys. zł brutto. Trzaskowski nie chce, by burmistrzowie zarabiali więcej od niego, a Rada Warszawy z kolei nie planuje podwyższenia pensji prezydentowi do maksymalnie możliwej, czyli do nieco ponad 20 tys. zł. Od jednego z burmistrzów w tym kontekście słyszę: "My nie mamy nic przeciwko temu, by prezydent Warszawy zarabiał tyle, ile pozwala prawo. Ale jeśli rada miasta nie chce mu tego "maksa" przyznać, to ja nie chcę być tego ofiarą i zarabiać mniej niż mogę". Szczery tekst. Bo któż by nie chciał zarabiać więcej?
Problem w tym, że zarobki w warszawskim ratuszu od lat są postawione na głowie. I każda kolejna zmiana, zamiast naprawić sytuację, rodzi kolejne absurdy. Zdroworozsądkowo i logicznie powinno być tak, że prezydent Warszawy - największego miasta w Polsce, powinien zarabiać najwięcej, skarbnik i jego zastępcy - podobnie, ale nieco mniej. Burmistrzowie - znów nieco mniej. Według hierarchii i zakresu obowiązków. W Warszawie najlepiej zarabia skarbnik miasta, a wiceprezydenci i niektórzy dyrektorzy biur, lepiej niż ich szef - prezydent. To chore.
Dodatkowo - jak się okazuje, nie jest jasne jak powinni być wynagradzani burmistrzowie - czy jako pracownicy samorządowi, czy tak jak osoby wybierane (przypomnę że w Warszawie burmistrzowie dzielnic, inaczej niż w kraju burmistrzowie gmin - nie są wybierani w glosowaniu powszechnym, tylko przez większość w radach. A umowy o pracę mają takie, jak inni - wybieralni. Stąd teraz różne interpretacje prawa do podwyżki. I stąd pismo burmistrzów do Trzaskowskiego. Przyznam, że tak obcesowe upomnienie się o pieniądze części włodarzy w Warszawie jest dość osobliwe i butne. Pod pismem nie podpisał się żaden z burmistrzów czy zastępców z Koalicji Obywatelskiej. Dlatego wiadomość do Trzaskowskiego traktuję bardziej w kategoriach manifestacji opozycji politycznej w dzielnicach, niż w kategoriach roszczeniowych. To pokazanie prezydentowi, że ta "nieplatformerska" część zarządów dzielnic - złożona z przedstawicieli lokalnych ugrupowań - ma też coś do powiedzenia. I przed wyborami zaznacza swoją odrębność.
Burmistrzowie zapewne i tak 5-procentowej podwyżki nie dostaną. A pytanie - ile powinien zarabiać prezydent, a ile burmistrzowie - pozostanie otwarte. Bo pieniądze w portfelach polityków zawsze budzą żywe dyskusje. Czyż nie?
Izabela Kraj
Zapraszamy do zapoznania się z innymi felietonami cyklu "Kraj o Warszawie":
Do ratusza nie podchodzić. Grozi zawaleniem!
Rząd obiecał 3 mld zł. Kiełbasa wyborcza czy realna obietnica?