Kilka dni temu odebrał telefon. Mężczyzna podał się za pracownika służb bezpieczeństwa i zapytał, czy 80-latek ma w domu jakieś oszczędności. Jeśli tak, to czy mógłby pomóc w schwytaniu włamywaczy przekazując je w depozyt. - Mówili, że teraz jest dużo oszustw, że dzwonią z biura ochrony państwa z propozycją, że jak mam jakieś pieniądze to oni mi je przetrzymają - mówi o telefonie pan Stanisław.
Na szczęście nabrał podejrzeń i szybko zawiadomił wnuka. A ten – policję. - Gdy dziadek zadzwonił, wiedziałem, że coś jest na rzeczy, więc od razu zgłosiłem to policji – opowiada Cezary Wąsik, radny Targówka. Funkcjonariusze szybko pojawili się w mieszkaniu. - Opowiedziałem im o tym telefonie, a kiedy mieli wychodzić oszust znowu zadzwonił - opowiada pan Stanisław. Wtedy rozpoczęła się akcja.
- Policjant stał obok i przysłuchiwał się tej rozmowie. Podpowiadał mi na migi. Blefowałem, że mam w domu 20 tys. zł - relacjonuje. Zadaniem 80-latka było skłonienie fałszywego policjanta, by wszedł do domu po pieniądze. Udało się! Otworzył, zaprosił „gościa” do środka. Wtedy z kuchni wyszli policjanci i ujęli 25-latka, mieszkańca Bielan.
Dzięki tej akcji policja ustaliła, że to właśnie Robert M. stoi też za wcześniejszym wyłudzeniem. Tego samego dnia, dosłownie parę godzin wcześniej tą samą metodą Robert M. zdążył wyłudzić od 72-letniej kobiety 30 tys zł. Dzięki przytomności pana Stanisława i jego wnuczka udało się te pieniądze od oszusta odzyskać. Bez stu złotych. Stówkę – jak przyznał oszust – przeznaczył na taksówkę z Bielan na Targówek.
Robert M. był niestety tylko pionkiem w tej układance. Pełnił rolę odbieraka. Zleceniodawców - jak twierdzi – nie zna. - Wiemy, że miał zlecenie od nieznanego mężczyzny. Dzwonił z zagranicznego numeru, więc ustalenie abonenta jest ciężkie - mówi Paulina Onyszko ze stołecznej policji.